24 lipca 2014

Rozdział 7.

Czasami zastanawiam się, dlaczego myślę. Tak, wiem, to było bez sensu, a jednak. Kiedy myślę, to robię głupoty zamiast się pilnować i widać jak mi to dobrze wychodzi. W ciągu jednego dnia omalże nie zginąłem dwa.. nie, trzy razy? Pięknie. W innych szkołach w miesiąc nie miałem takich wysokich not! No dobra, od tego chronił mnie Dakota. Ale Ciii, to nie o nim, przynajmniej później. Teraz ważniejsze. Trzeba uspokoić tego goryla..
Zdałem sobie sprawę właśnie, że wypowiedziałem to na głos. Oczywiście tylko ostatnie zdanie. Suuuuuuper. Dajcie mi order za bycie największym masochistą, tylko o to proszę...
Tak się wyłączyłem, że teraz na wpół goły minami żłopi się na mnie z odległości zaledwie metra. Prawie zawału dostałem! Poważnie. I ledwo ujrzałem jego prawdziwy kolor oczu, przypominający paciorkowate spojrzenie węża. Brązowe oko wyglądało... przyjaźnie nastawione, nie to co te zielono jakieś. Heterochromia, mmmm. Czemu musi być gostkiem. A właśnie, odwlekam myślami moją egzekucję, która ma być wykonana... kapciem..? Po co mu kapeć w ręce? Nie chcę tak umrzeć..! Kapeć. Kapeć... Kaaaaapeeeeeć. Hmmm, zabawne słowo. To takie... takie egzotyczne, prawda?

- Debilu, ja nie mam na Ciebie siły, wypierdalaj z tego pokoju i nie wracaj – zawarczał wściekle szarpiąc za moje ramiona. Chyba powiedziałe, to na głos. Ups.
 Moja mina była komiczna jak widać, bo na chwilę chłopak się zorał. Dosłownie zorał, nic innego tu nie pasowało. Haahahah. 
Czy on powiedział, że mam wypierdalać i trzyma mnie za ramiona? Mam się wyrywać? Oj nieeee, za wielkim leniem jestem, Nie potwierdzę Wam jednak tego, wybaczcie, za żmudną pracą byłoby wyrabianie sobie takiej licencji. Ale może innym razem! Ah, tak. Moja gehenna się znowu irytuje. Wybaczcie mi na chwilkę.

- Ale ja nic nie zrobiłem, przepraszam, przepraszam! Tylko nie pożeraj mnie, chuchro ze mnie w końcu! - spojrzałem na niego błagalnie. A może to było spojrzenie typu „Chcę to zjeść~~~!”. Umm, to są u mnie podobne miny. Byle nie odebrał tego źle.. Ale chyba ma to w dupie, szczerze powiedziawszy. Heh, heh.
W tym momencie oklapł na moje łóżko, tuż obok mnie i spuścił głowę.

Co... Czekajcie proszę. Buforuję.
On się poddał?
On...?
Chyba nie łapię - To powiedziałem na głos. Celowo, żeby nie było!
Usłyszałem zniekształcony ton głosu mojego współlokatora, który teraz żłopił się na mnie w sposób przeze mnie niezrozumiały. To jest, <tak wiem, nie zaczynamy zdania OD:..> ta mina tak nie pasowała, że nie mogła być na jego twarzy. Proszącej twarzy. Kurde, znam go od kilku godzin, a wiem, że on nie prosi!

- Mógłbyś mi łaskawie, kurwa wymienić mi swoje choroby psychiczne? Ja tu do Ciebie mówię od DZIESIĘCIU MINUT, a Ty, jak ślepak, gapisz się na mój tors. Albo jesteś niewyżyty i lubisz chłopców. Nie obchodzi mnie to, nie zachowuj się jak zaćpany trup.

Zaćpany Trup? Hahahahah, da się tak? … To wcale nie tak, że sobie to wyobraziłem. Wcale. I nie wyszło w ogóle tak, że zobaczyłem własną twarz, jakbym patrzył w lustro. W ogóle. No dobra, to i tak śmieszne. Hahaha. Dobra, już mniej. Czy on przypadkiem nie cedził słów CAPS LOCKI'IEM?Looool, ja też tak chcę! Niewaaaażne. Odpowiedziałem.

- Nie, nie mam żadnych chorób psychicznych, tylko gadam sam ze sobą i nie lubię chłopców. Chłopaków, to brzmiało jakbym był pedofilem. Bleh. Za dużo myślę. A zaćpany trup brzmi przerażająco, i to oj, jaaaak! Ja żyję, Minami. Ż-Y-J-Ę. - literując, robiłem dziwne miny, czego się dowiedziałem po nieodgadniętej minie Minami'ego. A mianowicie takiej, która się powstrzymuje od uśmiechnięcia i się brzydko wygina. Szybko się jednak opanował.
- NIKT się TAK nie zamyśla, deklu – Taaaaak, nie fajny CAPS LOCK! - Odpływasz. Jeździsz na prochach? To pewnie przez to się nie zabiłeś prawie w łazience. To by wyjaśniało sieroctwo. Ale darcie się bez powodu.. – zamyślił się. I nagle zrobił komicznie przerażającą minę – Jak będziesz odwalał coś przed snem, to idziesz spać na schody. Innego wyjścia nie ma. NIE MA. - Jezu, jezu. Jestem w niebie, tyle tego przecudownego WYCIA! O, chyba mi się także udało!! Jestem zajebisty! Ale czekajcie, czekajcie, buforowanie. Coś mówił.

- Ja nie lunatykuję! Co najwyżej śpiewam przez sen czasami... No co! Nie patrz tak na mnie!
Jego spojrzenie mnie wgniotło w ziemię. A nie. To jego łapsko. Jak można mieć tak wielkie łapska i nie mieć na nich widocznych włosów? Chyba odbiegam od tematu..

- Zamorduję Cię, Matt. Ah, nie, Matthew. Zapomniałbym – posłał do mnie cwane spojrzenie- tylko spróbujesz coś wywinąć, a współczuję Ci.

Mam ochotę go ugryźć. To chyba zabrzmiało perwersyjnie.. To nie ja.

- Ermmm, czy przypadkiem nie miałeś gdzieś iść? Bo tak chyba dochodzi dwudziesta druga i... Nie chciałbym Cię wyganiać, ale tam są drzwi. - kuliłem się z każdym wypowiedzianym słowem. Chyba robię się znów pyskaty. Trudno. Moja aluzja przynajmniej była dobrze odebrana i już po chwili patrzyłem na zbierającego się chłopaka. Szybki jest. I chyba za bardzo w tym momencie.

Zarumieniony ledwo ujrzałem spadający ręcznik z bladych bioder Minami'ego, a już fascynowałem się pięknem misternie zrobionej podłogi. Przez ponad godzinę po jego wyjściu wbijałem sobie za tę reakcję, która najwyraźniej nie wkurzyła mojego współlokatora, a wręcz przeciwnie.


Czy mam się go bać pod innym względem..? Zaczynam.

2 komentarze:

  1. akcja z rozdziału na rozdział się rozkręca. supcioooo <333 czekam na kolejny rozdział.. :)))

    OdpowiedzUsuń