26 marca 2016

Rozdział 17.

Wyszliśmy w końcu z jego pokoju, chociaż ja zrobiłem to dosyć niechętnie. Nie zdążyłem zobaczyć wszystkiego! Mieliśmy się skierować od razu na jedną z sal treningowych, jednak nachalność moich nowych znajomych nam na to nie pozwoliła.

Nie to, żebym narzekał. Uśmiechnąłem się mimowolnie.

- Matt, chodźże tu do nas~! - krzyknął jak na mój gust o wiele za głośno Jeremi. Echo jego słów rozchodziło się przez chwilę wzdłuż korytarzy.
Poczłapałem chętnie w ich stronę. Teraz dołączył do nich jakiś niski chłopak o jasno brązowych, długich włosach.

A może to dziewczyna...? Nie.. Ten wzrok do dziewczęcych nie należy.

Przedstawiłem mu się. Wyszczerzył się w moją stronę – Koichi. - pomachał mi, chociaż staliśmy obok siebie. A ja nie zastanawiając się, odmachałem mu z entuzjazmem.
Mieliśmy na sobie wzrok pozostałych, reszta się zaśmiała, tylko Minami spojrzał na nas z pobłażaniem i rzucił, że wiedział, że będziemy do siebie pasować.

Zmarszczyłem brwi, odbierając to jako podtekst.

- Pasować.. do siebie? Jeśli myślisz, że ja jestem jakiś inny, to się grubo mylisz! - oburzony do granic możliwości tupnąłem nogą. Uhym. To takie bardzo męskie.

Patrząc spod byka na bruneta i jego słynną i nudną już uniesioną brew, tylko czekałem na jego komentarz, który będzie brzmiał...

-Jesteś idiotą.

..No właśnie.
Phi, ja nie jestem przynajmniej tak przewidywalny, jak on.

Już się przyzwyczaiłem, że centrum uwagi jest na mnie, ale to i tak dziwne uczucie. Co jest ze mną nie tak..
..

Poczułem ból na czubku głowy. Spojrzałem z wyrzutem i nutką irytacji na oprawcę, którego dobrze znacie.

- I co mnie lejesz, pytam się?!
- A ty co odlatujesz, debilu?! Mówi się do ciebie, pojebie.
- Mógłbyś mnie w końcu nie wyzywać?!
- Robię to, na co mam ochotę! - syknął prowokująco.
- Ah, tak? Więc ja też! - i uderzyłem go w ramię. Oczywiście jak to ja, z moim wątłym ciałkiem nic mu nie zrobiłem, ale dało się odczuć od razu, jak atmosfera wokół nas gęstnieje. Chyba zrobiłem coś, czego nie powinienem był...

Usłyszałem wciągnięte powietrze przez obecnych tutaj. Minami się nie ruszał.
Z każdą sekundą rozszerzałem bardziej oczy, z przerażenia oczywiście.

Jestem IDIOTĄ...

Na szczęście nie musiałem za długo czekać na reakcje współlokatora, bo by mi oczy wyleciały.
Jako, że staliśmy niedaleko ściany, wisiałem teraz przyszpilony do ściany, elegancko trzymany za szyję, na wysokości oczu tego szaleńca. Przypominając sobie, kim on właściwie jest o mało co nie zemdlałem, chociaż to by było chyba lepsze. Do oczu zaczęły mi nalatywać łzy przez brak dostępu do tlenu, jednak Minamiemu jakby wcale to nie przeszkadzało.
Trwał tak w ciszy, dopóki nie odezwała się Rosa.

- Może postawisz go, co? Ledwo co tu przyszedł, a ty chcesz już go ubić? Daj mu zażyć choć trochę szczęścia.

Puścił mnie w końcu, a moje zacne cztery litery obiły się boleśnie o posadzkę. Od razu zacząłem się masować po obolałej szyi, czułem jakby wręcz spuchła..
Bez słowa się ode mnie odsunął i zapadła niezręczna cisza, którą na szczęście przerwała dziewczyna.

- Nie ci nie jest, młody? - złapała mnie za ramię i pomogła mi wstać. Oparłem się o nią, jak zacząłem się chwiać. Reszta tylko współczująco się we mnie wpatrywała.

Głupie kręcenie się w głowie.

Kiedy już było widać, że się pozbierałem, Minami oznajmił, że idziemy na trening, więc nie odzywając się ruszyłem wolnym krokiem za nim, nie chcąc się do niego zbliżać.

Co to miało być? Przez moment wydawało mi się, że naprawdę mnie udusi...

Nie zauważyłem nawet, kiedy dotarliśmy do celu. Staliśmy właśnie pośrodku średniej sali gimnastycznej, wcześniej nie zdążyłem się jej przyjrzeć, jednak nic nadzwyczajnego w niej nie było.

Patrzyłem się wyczekująco w młodego mężczyznę, który widocznie się zamyślił.
Jego wzrok błądził po pomieszczeniu, co wyglądało.. dziwnie.

Myślenie mu nie pasuje. Wygląda wtedy tak normalnie.

Zwrócił w końcu swoje spojrzenie na moją osóbkę, a ja zdałem sobie sprawę, że wolałem, jak nie zwracał na mnie uwagi.

-Jak na razie masz unikać moich ciosów. Powiem tak, jak wytrwasz trzy minuty i ustoisz na nogach, to będzie z ciebie jakiś pożytek. - i nie czekając na żadną moją odpowiedź ruszył na mnie, co z ledwością zauważyłem i dostałem w żebra, które, myślałem, że się połamały. Odrzuciło mnie trochę w tył i ledwo to się stało a przyjąłem kolejny cios tym razem w przedramię. przemknęły mi jego włosy zanim dostałem kolejny raz. Trzeci raz z ledwością udało mi się osłabić ramieniem, co nie było zbytnio dobrym pomysłem, bo w tym momencie czułem ból w całej ręce. Każdy cios Minamiego był coraz szybszy, jednak przeczuwałem, że powstrzymuje się od użycia większej siły. 

**

Już z czasem w ogóle nie rejestrowałem tego co się wokół mnie dzieje, przyjmowałem każde uderzenie, tracąc siły. Po którymś z kolei uderzeniu nogi się pode mną ugięły, co brunet natychmiast wykorzystał, podcinając mi je. Nie miałem w ogóle szans utrzymać się na nogach. Upadając miałem nadzieję, że już nie będę musiał się podnosić. Biorąc głęboki wdech, skrzywiłem się.

Boli. Wszystko. Bardzo...

Czułem na sobie jego wzrok.

Kiedy on kucnął? Nie, nie dotykaj! Nie...
zacisnąłem powieki, czekając na coś bynajmniej nieprzyjemnego.
Rozszerzyłem oczy ze zdziwienia, kiedy poczułem na głowie dłoń starszego chłopaka.
Nie ruszył nią, tylko trzymał ją w miejscu, co i tak było dziwne. Jego twarz wyrażała konsternację.

Usłyszałem jego chrypliwy w tym momencie głos.

- Nie potrafisz kompletnie w ogóle bronić się przed ciosami, o uniku nawet nie wspominając. Mimo tego wytrzymałeś ponad pięć minut.

Taaak, jestem zdziwiony. I to cholernie. Kiedy on sprawdził godzinę? A może liczył.. nie zdziwiłbym się... Dobra, trzeba słuchać, nie chcę dostać po raz kolejny.

- Widać, że jesteś dosyć odporny na ból-
- Gówno prawda, boli mnie wszystko w chuj! - jęknąłem, podkreślając tym swoje zdanie.

Nie no, jego drwiący uśmieszek mnie co najmniej wyprowadza z równowagi.

- Wiem, że się domyślasz, że i tak się powstrzymywałem. - skrzywiłem się brzydko, zgadzając się tym samym – Ale jak na początek nie było AŻ tak źle. Wiem przynajmni9ej teraz jak mam cię trenować. - Boże, czy on kiedykolwiek tyle gadał do mnie, czuję się zaszczycony... - słuchaj mnie, debilu!
Ajć, no tak, słuchać i myśleć. Czemu to takie trudne?

- Wstawaj, to była dopiero rozgrzewka.

No on sobie chyba jaja ze mnie robi

**

..Nie robił.

Boże, jak można być takim potworem?! Już wiem co to znaczy, kiedy nogi z dupy wychodzą! Muszę przeprosić Dakotę..
Bieganie za nim przez kilka godzin po sklepach nie było tak męczące, jak kilka godzin.. nie... on coś mówił..
Jak to leciało?
Ah. Tak - „Dawno nie widziałem tak żenująco beznadziejnej kondycji, nawet u baby. Żeby pół godziny [...]” Tak, właśnie, to było tylko pół zasranej godziny, a ja po piętnastu minutach się zastanawiam, gdzie zgubiłem jedno płuco.. Leżę plackiem chyba na środku sali, co co najmniej mam w dupie, że Minami drze się na mnie i każe wstać.
Nie. Wolę umrzeć.
Biegałem 15 okrążeń sprintem wokół sali jakby uciekając przed psem, który miał wściekliznę, drąc się wniebogłosy.
Ah, nie, precyzując – uciekałem przed goniącym mnie brunetem.


To to samo. Wybaczcie. Ja chcę umrzeć.
Bo ten jak gdyby nigdy nic, lekko oddychając, patrzy się na mnie z wkurwem. Ale to chyba i tak delikatne określenie.
Już, wstaję..
Chwilka.
Gleba.
Podejście drugie.

**
Minami

Patrząc jak upada na ziemię tylko kręcę głową z niedowierzaniem. Odpycham się od ściany, żeby podejść do niego i mu pomóc wstać, widzę, jak sam sobie z tym poradził, jednak w drodze do mnie zaczął tracić równowagę i dalej chwiejąc się w moją stronę wpadł na mnie.
Uśmiechnąłem się wrednie i odczekałem chwilę, patrząc jak ten bęcwał się czerwieni.

- Ja wiedziałem już wcześniej, że mnie lubisz, ale żeby tak perfidnie korzystać z okazji i wpadać mi w ramiona.. - cmoknąłem teatralnie i patrzyłem na powiększające się rumieńce na jego policzkach. - to już lekkie przegięcie.

I go puściłem. Jęk Matta rozniósł się po sali. Mając go gdzieś ruszyłem w stronę wyjścia.
Zdziwiony odwracam się w stronę chłopaka, który stoi teraz przede mną z ręką wyciągniętą w powietrzu. Ręką, która uderzyła mnie w łopatkę.
Ten dzieciak nie przestaje mnie zadziwiać.
Swoją głupotą także. Moja brew automatycznie poleciała w górę. Spojrzałem krótko na jego twarz i odwracając się w stronę drzwi, rzuciłem do niego, żeby się za bardzo nie wlókł.

- Pamiętaj, że od dzisiaj pracujesz.

Kolejny jęk dzisiejszego dnia.

- Weź mi nie przypominaj~~~!

**

Matt

Minami zaprowadził mnie do mieszczenia, które okazało się składzikiem i kazał mi się z nim zaprzyjaźnić, to znaczy, że przytuliłem mopa i zacząłem myć podłogi we wszystkich salach. Opisywać Wam tego nie będę, bo to w cholerę nudne, ale powiem, że dziwię się, że ani razu nie padłem ze zmęczenia. I nie, nie zrobiłem tego, bo wiem, że bym nie wstał.

Moje nogi...

Spojrzałem na godzinie na moim telefonie. 21... Spędziłem na sprzątaniu ponad cztery godziny!
Czemu mam wrażenie, że brunet wcale na mnie nie czekał, i wrócił beze mnie do internatu..?
Nie może być...

Szybko odłożyłem rzeczy, którymi sprzątałem i pobiegłem w stronę głównego korytarza.
Tak, pobiegłem. Dopiero po zatrzymaniu się ogarnąłem, że jestem debilem i runąłem na ziemię. Usłyszałem śmiech, jak się okazało chwilę później, Yato. To on mi pomógł odczepić się od tej jakże ponętnej podłogi.

Udając, że ten upadek nie miał miejsca, otrzepałem się z gracją i wyprostowałem, wypinając pierś.
Odchrząknąłem i spojrzałem dziwnie na mojego wybawcę.

- Czy ty tu cały ten czas siedzisz...?

- Haha.. Nie. Właśnie wyszedłem, żeby popływać. Chcesz iść ze mną? - zaśmiał się, kiedy zobaczył moje niedowierzanie – żartuję, widzę, że ledwo stoisz. Ah, Minami jest u siebie w pokoju.

Słysząc to, odetchnąłem z ulgą. Nie zostawił mnie na ich pastwę!

- Już myślałem, że mnie tu zostawił. Padam na twarz – potwierdziłem to długim ziewnięciem.

- Nie sądzę, by cię zostawił na pastwę losu - i odszedł, uśmiechając się tajemniczo. - Do zobaczenia~~! - Uciekł pogwizdując.

 –Do zobaczenia – machnąłem mu na pożegnanie, nie rozumiejąc go kompletnie. Sam za dziwię się przez swoje zachowanie. Takie... wyluzowane.

No nic.

Wszedłem do pokoju bruneta i walnąłem się na łóżko. To znaczy , starałem się w nie trafić, co na szczęście się udało, bo było ciemno jak w dupie.

Nie, nie byłem w dupie. Ale domyślam się, że tak ciemno jest właśnie tam.

Głośno zaburczało mi w brzuchu.

Usłyszałem kroki za sobą.

- Łap – dostałem w twarz czym ofoliowanym, jak się okazało chwilę potem, rogalikiem. Zaraz potem ledwo ominęła mnie butelka wody, za którą się od razu zabrałem.
Rzuciłem szybkie podziękowania i zacząłem pochłaniać jedzenie. Położyłem się ponownie na łózku, tylko na chwilkę.

To jest naprawdę męczący dzień. Muszę się zdrzemnąć. Dajcie mi chwilę. Krótką chwilę...

**


Witam Was moi drodzy czytelnicy, mam nadzieję,że historia nie staje się jakoś bardzo nudnawa, jak tak, to z góry przepraszam! Zachęcam jednak do komentowania, gdyż miło by było znać Wasze opinie ;) Póki mam wenę i czas (chęć) na pisanie, wolę wstawiać rozdziały na bieżąco, mam nadzieję, że znajdą się ludzie, którym się to podoba ^^"
Także pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt Wielkanocnych ^^ 
Do zobaczenia niedługo!