Przypominając sobie o naszej rozmowie odniosłem wrażenie, że
to, co sądzę o ciekawym życiu było niczym, w porównaniu do tego,
co opowiedział mi Minami.
„Zamierzam cię trenować, pod moją opieką”
Niezrozumiale tylko na niego patrzyłem nie wiedząc co
powiedzieć, w końcu zaprzeczyć na pewno nie miałem jak, to
bezcelowe.
„w jakim sensie trenować? Ja się nie nadaj-”
Nie dano mi nawet dokończyć, a on już lekceważąco machnął
na mnie dłonią.
„Nie denerwuj mnie. Będę cię uczył walki... chociaż
samoobrony chcę cię nauczyć. Chyba tyle dasz radę z siebie
wykrzesać?”
Nie wiedząc na co zbytnio się piszę, zgodziłem się. To
wszystko biegnie za szybko.
Siedzieliśmy tam jakąś godzinę omawiając, jak to ma mniej
więcej wyglądać. Dwa razy w tygodniu będziemy znikać na wieczory
ćwiczyć, oczywiście nie obeszło się bez ćwiczeń na miejscu,
niby dziesięciominutowy trening, a tak cholernie męczący...
Ludzie, dajcie spokój, mówię wam, to nie dla mnie! Stwierdził, że
to, co w sali wykonałem, to tylko rozgrzewka, więc powodzenia.
Współlokator przy mnie zadzwonił do swojego szefa z zapytaniem,
czy będziemy mogli mnie zabrać na „.Ślizgońskie treningi”,
co, szczerze mówiąc, brzmiało męcząco i poważnie. Rozmowa była
dla mnie mało zrozumiana, kiedy to szef go o czymś informował i
tylko zdawkowo odpowiadał.
Widać było po jego minie na koniec, że
nie jest zadowolony, z tego, czego się dowiedział.
Wyszedł chwilę po tej rozmowie i do tej pory go nie ma.
A teraz siedzę na podłodze i patrze pusto na tablet leżący na
drugim końcu pokoju, tak bardzo nie chcę po niego pójść..
Trzymając się tego postanowienia zacząłem się czołgać w
jego kierunku i kiedy już byłem na środku pokoju, drzwi do pokoju
się otworzyły i ukazały bruneta. Powoli odwróciłem się w jego
kierunku i studiowałem jego twarz. Ze skamieniałego wyrazu twarzy
mogłem zaobserwować po kolei zaskoczenie, zdziwienie i śmiech,
czysty i delikatny, o jaki w życiu bym go nie podejrzewał.
No cóż, wyglądałem jak glista, wielka i sunąca po pokoju, z
ręką wyciągniętą po urządzenie.
Prawdę mówiąc, nie wiedziałbym jak bym się zachował w takiej
sytuacji, ale chyba wysłałbym tę osobę do psychiatryka.
W końcu, uspokajając swój napad, skomentował moją osobę w
trochę niezrozumiały sposób.
- Wiesz, jak chcesz się bawić w Ślizgona, to potrzebujesz
trochę więcej finezji, a nie pokraczności i glistowatości. Węże,
panie, węże, nie glisty.
Kończąc wypowiedzieć jak gdyby nigdy nic zrobił krok nade mną,
sięgnął przedmiot mojego zainteresowania i go podał. Miły
człowiek, stwierdzam.
Jednak po oddaniu mi sprzętu dalej stał nade mną i wpatrywał
się we mnie. W tej pozycji stał dłuższą chwilę, a ja mogłem
dostrzec, jak jego grzywka ciekawie jest pocieniowana, zasłaniała
większość obkolczykowanego ucha. Kiedy ja tak dumałem nad jego
wyglądem, on wyjął dłoń z kieszeni, którą wcześniej tam
włożył i bez ceregieli podniósł mnie za chabety.
Sądziłem, że
będzie to dosyć dla niego trudne, w końcu podniesienie prawie
sześćdziesięciu kilo jedną ręką jest trudne. A tu takie
zdziwienie, zrobił to tak zwinnie, że nawet zbytnio tego nie
poczułem, a już stałem naprzeciw niego.
Odruchowo moja głowa
opadła lekko na bok a palec wskazywał na Minamiego.
Na moje zdezorientowanie i niewiarę tylko prychnął i poszedł
usiąść na moje łóżko.
Na moje łóżko.
Ej, no, ma swoje.
Skrzywiłem się i usiadłem w takim wypadku na jego posłanie,
idealnie pościelone. Nie powiedział nic na mój ruch, więc
opierając się o ścianę plecami, rozluźniłem się i włączyłem
Gadu. Tam, nie zadziwiając mnie, był spam od Dakoty, w którym
informował mnie o tym, że wpada do mnie za kilka dni i to bez
żadnego „ale”.
Ehhh. Jak ci dwaj są do siebie podobni... Ale chyba się nie
polubią. Mimowolnie spojrzałem na współlokatora.
Nie, z pewnością
nie.
Napisał też, jak u nich wygląda pogoda, co ostatnio się działo
i to, że był w odwiedzinach u moich rodziców. Podobno moja matka
żaliła się, że mogli dać mi ostatnią szansę, że ta kara jest
zbyt surowa i myśli nad zabraniem mnie pod koniec roku szkolnego.
Ojciec także wydawał się z tym zgadzać. Tak, jasne, już w to
wierzę, że tak nagle wszystko tam przycichło i są skłonni mnie
stąd zabrać. Ledwo minęło kilka dni, a już są po mojej stronie.
Ale jakbym miał się nad tym zastanowić, nie wiem, czy chciałbym
wracać. Tutaj czuję się jak w innym świecie, nie jestem pewien do
końca, czy w lepszym, ale coś czuję, że tu nudzić się nie będę.
Uśmiechnąłem się. Spojrzałem ponownie na Minamiego, który w
spokoju mnie obserwował. Nie czułem się z tym źle, nie dało się
odczuć dyskomfortu, nie wiem szczerze dlaczego, ale ten wzrok był...
kojący. Widać myślami był gdzieś blisko.
Ciszę przerwał jego chrypiący głos.
- Mam do ciebie pytanie. Ciężko będzie mi ciebie tak często wpuszczać do naszej kwatery. Rozmawiając z szefem, podsunął
mi on pomysł zatrudnienia ciebie jako pomoc. Konkrety byś usłyszał
już na miejscu, czyli jutro z rana. Podejmujesz się? - przerwał na chwilę – wiesz, patrząc na twoje
dzisiejsze zakupy, uważam, że twoje fundusze znacznie się
pomniejszyły – uśmiechnął się z deka kpiąco, a ja się
zarumieniłem.
Nie mogę przeczyć, wydałem połowę swoich pieniędzy, które
będę dostawać na miesiąc i dopiero sobie to uświadomiłem.
Opuściłem głowę i po cichu przyznałem mu rację.
- Nie słyszę – rozbrzmiał jego głos.
- Zgadzam się. - dodałem głośniej, poddając się. Czemu on
mnie musi poniżać...
Zadowolony, jakby już z góry wiedział, że to się uda, klepnął
ręką w miejsce obok siebie, w geście zaproszenia. „Jak do psa”,
przeszło mi przez myśl. Niechętnie podążyłem w jego stronę,
jednak wcześniej zahaczyłem o swoją półkę, w której schowałem
całe słodycze. Wyciągnąłem największą paczkę żelków i
przycupnąłem koło bruneta.
- Chcesz? - zapytałem, otwierając szybko paczkę i wpychając
sobie kilka oponek do buzi. Mniam, posypane oranżadką.
On tylko uniósł wymownie brew, patrząc z obrzydzeniem na moje
usta. Chyba paniczowi nie pasuje mój sposób konsumpcji jedzenia.
Trudno.
Jednak bez słowa sięgnął jeden ze słodkości z paczki, wpierw
przyglądając się temu uważnie. Widząc jego poczynania
zirytowałem się, szybko zabrałem mu żelka i wepchnąłem do ust
chłopaka, który po chwili zaczął się z zaskoczenia dławić
słodyczem.
„A mogłem tego nie robić. Ojć.”
Zacząłem go napierniczać po plecach, żeby mu pomóc, co
skończyło się dla mnie źle, bo już sobie poradził ze swoim
problemem w momencie pierwszego uderzenia i chwycił mój nadgarstek
z szybkością i wywrócił mnie na podłogę, sam siadając okrakiem
na moim brzuchu.
Po raz kolejny tego dnia drzwi do pokoju się otworzyły,
wpuszczając, po późniejszym lustrowaniu, wysokiego chłopaka o
ciemnych włosach z zielonymi refleksami i jeszcze ciemniejszymi
grafitowymi oczami. Ten chcąc już coś powiedzieć, zatrzymał się
w pół ruchu i przyglądał się z dziwnym wyrazem twarzy naszej
dwójce. Uśmiechnął się dziwnie pod nosem i zagadnął jak gdyby
nigdy nic.
-Hejka wam, chłopcy. Wiecie, nie chciałem przeszkadzać, ale mam
do ciebie, Mina, kilka spraw do obgadania.
Powolnym ruchem współlokator zszedł ze mnie i przywitał się z
gościem, którego dane było mi chwilę później poznać.
- Nie mogłeś po prostu zadzwonić? Wiesz, XXI wiek pozwala nam na
dużo więcej lenienia się.
Przekrzywiłem głowę lekko, zamyślając się. Szczerze mówiąc,
sam bym tak zrobił, nie wpadając na to, że posiadam takie fajne
urządzonko dla leniwych inaczej...
Pozbierałem się niezgrabnie z podłogi i przetarłem delikatnie
nadgarstek. Lekko szczypało po tej wywrotce.
Szybko wyciągnąłem dłoń w stronę nieznajomego w geście
zapoznania. Ten bez namysłu, z uśmiechem ujął moją rękę i
nachylił się teatralnie w moją stronę.
- Miło poznać. Yamade jestem, ale możesz mi mówić Deya –
Tu ładnie się uśmiechnął, pokazując równe i zadbane ząbki.
Czemu tu wszyscy mają takie bielutkie zęby? Ten sam, świetny
dentysta?! Też takiego cem...
Chrząknąłem delikatnie, zwracając na siebie uwagę. Zrobiłem
to, gdyż ów poznany nieznajomy dalej miał moją dłoń schwytaną
w swojej.
Ten zabrał szybko rękę i przeprosił
- Mam czasami lekkie zwiechy, ale próbuję nad tym panować.
Wybacz.
Chwilę później znajomi zaczęli znowu rozmawiać, tym razem
przenosząc się na łóżko, żeby było wygodniej, a ja się im
przypatrywałem, siedząc na podłodze. Wspominając o łóżku, było
ono MOJE, a mój współlokator jakoś sobie z tego faktu nic nie
zrobił.
Po raz drugi chrząknąłem, dopiero wtedy Minami zwrócił na
mnie uwagę.
- Nie to, żeby coś, ale jestem trochę śpiący, więc
mógłbym się położyć...? - wymownie spojrzałem na MOJE łóżko,
próbując zmusić dwójkę do zejścia z posłania. Jak można się
domyśleć, niczym to nie poskutkowało
- Nikt nie zabrania ci spania. Kładź się, rano pobudka –
tymi słowami zakończył rozmowę ze mną i wrócił do
poprzedniej.
Zbulwersowany do granic możliwości, stanąłem chwiejnie na
nogach i glebłem się na drugi mebel.
Nazywając rzeczy po imieniu, wylądowałem w łóżku Minamiego.
Zakrywając kołdrą głowę poczułem subtelny i ładny zapach
pościeli. Nie zastanawiając się, wetknąłem nos w poduszkę i
zachłysnąłem się tym zapachem, zasypiając powoli, wtulony w
puchatą pościel. Dziwne, wydaje mi się, że moja jest jakaś
gorsza... Z tymi myślami odpłynąłem daleko stąd.
MINAMI
Po położeniu się Matta minęło jakieś pół godziny, kiedy to
Deya wychodził już z pokoju.
W pomieszczeniu słychać było płytki oddech chłopaka, któremu
ledwo wystawała głowa spod kołdry.
Mówiąc mu, żeby się położył, miałem na celu chwilę go
zająć, nie sądziłem, że serio tak szybko zaśnie. Przypatrując
mu się i nasłuchując, stwierdziłem, że wolę tę głośniejszą
wersję chłopaka, wtedy nie jest tak dziwnie cicho.
Przykucnąłem koło swojego łóżka, odkrywając głowę
czarnowłosego, zastanawiając się, jak on może tak spać i się
nie dusić. Odgarnąłem kilka kosmyków z jego twarzy, które
nachodziły mu na oczy. Zamyśliłem się. Czy to aby na pewno dobry
pomysł zaprowadzać go do organizacji, to się równa z późniejszym
za rekrutowaniem go w nasze szeregi. Ale nie trzeba mu o tym jeszcze
mówić.
Chcąc odjeść od śpiącego Matta, stanąłem na nogi, kiedy ten
przez sen złapał mnie za nadgarstek, mamrocząc coś pod nosem.
Parskając cicho, odczepiłem jego dłoń z mojej ręki i
poszedłem na drugie łóżko. Wiercąc się niemiłosiernie po nie
swoim łóżku, które było niewygodne, zasypiałem chyba całą
wieczność.
MATT
Przekręcając się z boku na bok, w końcu wybudziłem się
całkowicie. Promienie słońca ledwo wpadały przez zasłonięte
okna, co bardzo ciekawie rozświetlało ten niewielki, lecz przytulny
pokój. Rozciągnąłem się leniwie na wyrku, dopiero teraz
przypominając sobie, że nie śpię u siebie, bo przecież z mojego
łóżka nie mógłbym zobaczyć okna. Zerknąłem pośpiesznie na
łóżko naprzeciw, odnajdując osobę, o której myślałem.
Rozczochrana czupryna przylegała niechlujnie do poduszki, a z lekko
uchylonych ust dało się usłyszeć miarowy oddech. Ręka młodego
mężczyzny zwisała zza posłania, dotykając dłonią podłogę.
Jakoś inaczej wyobrażałem sobie jego wygląd podczas snu.
Bardziej zgrabny, z nutką finezji... czy coś. Wpatrując się tak w
niego nie zauważyłem, że ten od jakiegoś czasu wcale już nie śpi
i wlepia we mnie swoje ślepia.
Czując w końcu wzrok na sobie
uśmiechnąłem się do współlokatora i przywitałem się
energicznym machaniem rękoma, a ten parsknął, szybko zmieniając
uśmiech na poważną minę i odwrócił do mnie plecami.
Z
niedowierzania na takie zlanie mojej osoby wstałem i biorąc
narzędzie zbrodni w dłonie, podbiegłem do Minamiego i zdzieliłem
go solidnie poduszką. Kilka sekund później, kiedy ten się nawet
nie ruszył, zorientowałem się, że zrobiłem coś, czego nie
powinienem. I już zacząłem swoją ucieczkę, kiedy ponownie
zostałem złapany za nadgarstek i, tym razem wylądowałem na łóżku,
mając widok na nieogarniętego, wściekłego chłopaka.
Chwilę tak
patrząc na jego złowrogie oczy, wybuchłem czystym śmiechem.
Zostałem natychmiast przez to znokautowany poduchą, trochę przy
tym podduszony. Zacząłem wymachiwać rękoma w poszukiwaniu jego
głowy i kiedy ją dosięgnąłem, zacząłem szarpać za jego włosy.
Tak wiem, istnie męskie posunięcie, jednak jakoś bronić się
musiałem!
Kiedy w końcu udało mi się wyswobodzić, zepchnąłem go
pod siebie sam zwisając na nim, gdy ten masował sobie głowę po
moim ataku. Dopiero, gdy na mnie spojrzał, a nasze oczy nawiązały
kontakt zmieszałem się, nie śmiąc nawet drgnąć. Przełknąłem
głośno ślinę dalej wpatrując w te ślepia, dopóki posiadacz nie
odchrząknął i nie podparł się na łokciach, tym samym
zmniejszając dzielący nas dystans. Chciałem w tym czasie się
odsunąć, jednak ten przytrzymał mi głowę i szepnął mi do ucha.
- Wiem, że ludzi do mnie ciągnie i że ich pociągam, ale
żeby tak szybko się na mnie rzucać, w dodatku będąc chłopakiem
i moim współlokatorem? - puścił moją głowę a ja, jak
poparzony odskoczyłem od niego. Patrząc na niego z przerażeniem
ale i zdziwieniem. O czym on w ogóle pomyślał?! To PRZYPADEK.
Jak i przypadkiem była moja dziwna reakcja na tę bliskość...
- Arrrgh, ja mam dość! - ogłosiłem bezceremonialnie i
wyszedłem, niechcący trzaskając drzwiami. Nie zwracając uwagi na
moje pomiętolone ciuchy, zszedłem do stołówki, żeby choć trochę
odpocząć od głupich myśli.
Ja tu wykituję, jeśli dożyję końca tego roku, naprawdę.
<3 <3 <3 cem jeszcze
OdpowiedzUsuńŚwietne, kiedy następny rozdział? :)
OdpowiedzUsuńWitam Czytelników mojego bloga, wybaczcie za tak długą przerwę, ale w najbliższym czasie pojawi się długi rozdział na rekompensatę~~! Pozdrawiam, Mayathan.
OdpowiedzUsuń