20 marca 2016

Rozdział 16.

Wybaczcie za tak długą zwłokę, nie mam nic na moje usprawiedliwienie za moje lenistwo i brak weny, jednak mam dla Was długi rozdział. Naprawdę przepraszam! I dziękuję tym, którzy cierpliwie czekali na ciąg dalszy tego opowiadania. Nie przeciągając...
Zapraszam do lektury~~~!

***


Nie przejmując się spojrzeniami utkwionymi we mnie usiadłem na miejscu Minamiego.

Jedząc podane mi jedzenie nie zwracałem uwagi na spojrzenia utkwione w moją osobę. Pierwszy raz chyba jadłem przymusowo tak smaczne jedzenie. Patrząc smętnie w talerz stwierdziłem, że nie chce mi się dzisiaj nigdzie wychodzić, choć samą pracę mógłbym zacząć.

Ehh, czemu muszę być niechętny do poznawania nowych ludzi, jakbym nie miał innych defektów w swojej osobie... Zważywszy na to, że tam będzie ich jak mniemam ponad dziesięciu.

Po skończeniu posiłku jeszcze trochę posiedziałem na tych, o dziwo, wygodnych krzesłach i zacząłem w końcu zwracać uwagę na ludzi mnie otaczających. Kiedy napotkałem któregoś z nich wzrok, ten automatycznie się uśmiechał, najczęściej mało prawdziwie, ale nie dziwię się temu, skoro ten diabeł wszystkim otwarcie zagroził. Sam miałbym pewnie podobne obiekcje.
Niespiesznie podnosząc się z siedzenia zostałem złapany za tył koszulki, odwracając się zauważyłem prawdopodobnie kucharza, który podaje nam posiłki. Pytającym wzrokiem spojrzałem na blondyna, a ten tylko tajemniczo się uśmiechnął.
-Chciałbyś chwilę porozmawiać? Przy kawie/herbacie? - i kolejny z bielutkimi zębami.
-Powiedz, do jakiego Wy dentysty chodzicie...?
Mina kucharzyny nie była ani trochę zdziwiona, no może lekko zmieszana.

  A to jest nowość, choć sam się dziwię, że się o to zapytałem, wcale nie chciałem...
No... może trochę. Ociupinkę.

-... mogę porozmawiać, ale mam tylko chwilę wolnego. Więc..?
Skrzywił się delikatnie.

- To chodź do lady – i nie czekając pociągnął mnie tym razem za przód koszulki.
No ej no, nie jestem jakąś ścierką, czy popychadłem! Wypraszam sobie!
Niechętnie się za nim powlokłem.
Powlokłem... Głupie słowo. Za dużo myślę...

-A co mnie ciekawi.. W której klasie jesteś? - miałem wrażenie, że zaświeciły mu się oczy, kiedy podawał mi gorący kubek z herbatą.

Phi, nawet się nie spytał, co wolę. Ta precyzja...

-W drugiej, a co cię tak to interesuje? - łypnąłem na niego podejrzliwie. Ten tylko rzekł konspiracyjnym szeptem:

- Nie wiedziałem, że Mina gustuje teraz w młodszych..
Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Gustuje w młodszych...?! TO ON JEST GEJEM?!!
No nie wierzę.

-Czy ty chcesz mi wmó-

-I czego z nim rozmawiasz? - usłyszałem najmniej przeze mnie w tym momencie... i nie tylko w tym, głos Minamiego.

-A tak tylko chciałem sobie uciąć pogawędkę z naszym nowym okazem – głupio się wyszczerzył blondyn. Teraz dopiero zauważyłem, że jest on trochę wyższy ode mnie, ale za to ma o wiele lepszą figurę ode mnie.

-Nikita, ty lepiej niczego nie kombinuj – rzekł sucho, ale nie z niechęcią, jak do reszty chłopaków – I zostaw go w spokoju, rozumiemy się?

-Ta jes, szefuńciu! No chyba, że nasz karzełek sam wyrazi taką chęć.. - tu spojrzał na mnie ze szczerym uśmiechem, a ja się oburzyłem.

-Nie jestem karłem! Poza tym... Jest wiele zalet bycia niskim!

-A jedną z nich jest łatwiejsze chowanie się przede mną? Chociaż z tym sieroctwem to chyba tylko pogarsza. - kpiąco odparł brunet.
Nikita spojrzał na nas w zamyśleniu a po chwili znowu się uśmiechnął.

-A ty co znowu szczerzysz mordę?
Ktoś tu się chyba wkurzył~~~ To nie nie na mnieeee~~~Jej!

-Nic, tak sobie tylko się uśmiecham, nie bądź dla mnie taki niemiły Minuś~~

No nie no, nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, nie bijcie! Wiecie jak to jest widzieć mord w oczach Minusia i to nie skierowany we mnie! Nie? To macie pecha. Wygrałem życie~`

Widząc jak niebezpiecznie blisko się zbliża do nowo poznanego mężczyzny, postanowiłem jakoś go odwieźć od tego pomysłu.

-Minami, czy my i tak za niedługo nie powinniśmy wychodzić..? Zapewne nie zjadłeś nic...
Udało się. Nie będzie żadnego morderstwa dzisiaj.
Jestem bohaterem, kłaniajcie się, potrafię poskromić najgorszego potwora!


I tak oto siedzę po raz kolejny przy naszym stole i wsłuchuję się w szmery wokół. To wcale nie tak, że wszyscy jawnie się na nas gapią. I to WCALE A WCALE nie jest wkurzające.
Potworze, jedz szybciej...

Tak jakby wysłuchał moich modłów i ruszyliśmy swoje siedzenia w stronę wyjścia, tym razem już spokojnie, bez niczyich zaczepek. Teraz tylko muszę dotrzymać kroku współlokatorowi, który gna przed siebie z pewnością SPECJALNIE na tyle szybko, żebym to ja nie nadążał zwykłym krokiem.

-Czy.. mógłby..ś.. iść trochę wo..lniej?! - krzyknąłem, kiedy już prawie musiałem za nim biec.
Spojrzał się na mnie wrednym wzrokiem, chamsko się uśmiechnął i zaczął biec sprintem.
Nie myśląc za wiele przyspieszyłem jak tylko mogłem i ostatkiem sił go przegoniłem.
Ale jak tylko to się stało rozłożyłem się na śniegu, gdzie pod nim zapewne był trawnik.

Dysząc jak głupi patrzyłem z wyrzutem na bruneta, który teraz kucał przede mną i się zwyczajnie uśmiechnął... co dla niego nie jest zwyczajne.

-No no... Trochę kondycji załapiesz, i już mamy twój atut. Jesteś szybki. - tu zmarszczył brwi – tylko będzie trzeba zniwelować jakoś te niezdarność, bo jeszcze po drodze się wyrżniesz i zabijesz.

-Ja tu jestem, nie musisz gadać do siebie i mnie obrażać! - obruszyłem się, Nosz ile jeszcze obelg usłyszę na swój temat dzisiaj?!
Ten mnie zlał kompletnie i podał rękę i pomógł wstać. Rozejrzałem się dokoła. Jedyne co można zauważyć to przystanek i w tle kilka starszych budynków. Jak mniemam interesuje nas przystanek.
Właśnie nadjeżdża z naprzeciwka autobus, a chwilę później Minami do niego wskakuje ciągnąc mnie za sobą.

Nie raczył się nawet odezwać do mnie słowem w ciągu tych kilkudziesięciu minut, zanim nie wysiedliśmy. Czyli to są tokijskie centra.. Boże, ile ludzi! Zmiażdżą nas!
Ale nie mieli jak, bo znów byłem ciągnięty za nadgarstek przez współtowarzysza, który zwinnie wymijał stada ludzi gnających każde tylko w sobie znanym kierunku. Nie wiem ile to trwało, ale znaleźliśmy się w miejscu o wiele mniej zaludnionym, ale za to przed sobą miałem piękny, nowoczesny budynek, którego budowa musiała kosztować fortunę.
Spojrzałem na Minamiego, który był wyraźnie zadowolony.

-W końcu jesteśmy – i ruszył naprzód. Bez słowa ruszyłem za nim. Przeszliśmy przez wielką bramę oddzielającą nas od ulicy i ciekawskich ludzi patrzących z podziwem na budowlę. Tak jak ja wcześniej. Czuję się jak w jakimś filmie, stojąc przed wielkimi stalowymi drzwiami, które nie posiadają klamki.
Wariatkowo? Czy to tylko była wymówka z tą pracą, żeby mnie zamknąć z psycholami?
Zaraz jednak dojrzałem klawiaturkę, w którą starszy chłopak zaczął uderzać szybko palcami. Na kod?

Boże, przecież on nacisnął z 20 klawiszy! Co to musi być za miejsce?! W co ja się wpakowałem...?

-Właź – i puścił mnie przed sobą.

Przełknąłem ślinę i niepewnie wszedłem do paszczy lwa.
W pierwszym momencie myślałem, że umarłem, naprawdę! Było tak cholernie ciemno, że nic nie widziałem!
..
Walnąłem się otwartą dłonią w czoło.. Trochę za mocno.

-Ała! - syknąłem. Otóż, ludziska, miałem zamknięte oczy! Eheheh...
Jestem debilem.

-Jesteś

… Który gada wszystko co nie trzeba na głos.

Jęknąłem żałośnie i spojrzałem przed siebie, widząc kilkunastometrowy korytarz, w którym stałem.
Ściany zrobione zostały z czarnego marmuru, nie było w nim żadnych okien, które wpuszczałyby jakiekolwiek światło, oświetlenie składało się z rzadko rozmieszonych bocznych lamp, co dodawało mroczności pomieszczeniu. Kiedy w końcu przeszliśmy całą jego długość, stanęliśmy przed masywnymi drewnianymi drzwiami. Nie dane było mi się zamyślać, bo Minami od razu je otworzył, hałas, który zza nich słyszałem, tylko nabrał na sile.

Mogłem teraz dojrzeć wielką salę z ławami, kanapami i fotelami i barkiem po lewej stronie. Te pomieszczenie było ze trzy razy większe od naszego pokoju! Dopiero po kilku minutach rozglądania się wkoło zwróciłem uwagę na ślepia w nas wlepione, a raczej we mnie.
Zacząłem przestępować z nogi na nogę, czując się osaczony, co oczywiście zobaczył mój towarzysz, od którego dostałem kuksańca w żebra.
Łypnąłem na niego z wyrzutem, ale on nic sobie tego nie zrobił.

Czas coś zrobić..

-C-cześć wam, jestem Matt.. - podrapałem się w tył głowy zażenowany, a wrzawa nabrała na sile. Co ja, eksponat w zoo?!
Jeden chłopak wraz z.. to na pewno jest dziewczyna.. chyba ta-

Ałć!

No w każdym razie rzucili się na mnie i zaczęli przytulać.

CO TO MA BYĆ?!

Jaki uroczy, Mina, czemu nie uprzedziłeś! - krzyknęła czerwonowłosa dziewczyna.
Także wyższa ode mnie. Super.
A ja tylko tak stałem jak ten debil i byłem przytulany, a brunet nic a nic nie chciał z tym zrobić. Próbowałem się oczywiście wyswobodzić, ale to nic nie skutkowało. A raczej niczym dobrym.

Ja chcę swoją przestrzeń osobistą!
Uff, w końcu mnie puścili. Minamiemu chyba znudziło się męczenie mnie przez innych.
Ap ropo niego... czuję od niego inną aurę. Jakby.. groźniejszą?

- Puśćcie go, bo zadusi się przez waszą dwójkę.
Owa dwójka oczywiście speszona puściła moją osobę i jak ludzie przedstawili mi się.

- Jestem Rosa – uśmiechnęła się promiennie i wyciągnęła dłoń w moim kierunku.
Kiwnąłem jej głową i uścisnąłem jej dłoń.

- Mów mi Jeremi – blondyn wyciągnął także podał mi rękę i wymieniliśmy się uściskami.

Oni się wydają normalni. Spojrzałem na Minamiego podejrzliwie. ON tu nie pasuje.

Obejrzałem się za nowo poznanych, ponieważ za nimi siedziało jeszcze dwóch chłopaków, którzy właśnie machali w naszą stronę, sygnalizując, żebyśmy podeszli.
Wszyscy, prócz bruneta od razu skierowaliśmy się w ich stronę. Wzrokiem pokazali miejsce naprzeciw siebie, więc i tam usiadłem. Teraz mogłem się im dokładniej przyjrzeć. Wyglądali prawie identycznie, identycznie ścięte dosyć krótko czarne jak smoła włosy, te same rysy twarzy jak i sam uśmiech. Jednak różniły się ich oczy – wydawało mi się, że jednego oczy to samo stopione złoto wlane w tęczówkę, drugi miał oczy jasnoniebieskie, jak pogodne niebo.
Wyciągnęli ręce w tym samym czasie.

- Yato – złotooki.

- Mira – niebieskooki.

- Jestem Matt, miło mi – szeroko się uśmiechnąłem i uścisnąłem ich dłonie, machając nimi energicznie. Już ich lubię!
I złapałem zgachę. Jak zauważyłem, nigdzie nie było bruneta, wsiąkł i przepadł. Nawet lepiej. Przysunąłem się do twarzy braci.

- Czy Minami naprawdę tu należy..? Taka góra lodowa, nie pasuje do was, roześmianych...
Cała czwórka się tylko krótko zaśmiała.

- Teraz jest w dobrym humorze – spojrzeli po sobie porozumiewawczo.

- W każdym razie- odezwał się Yato – słyszeliśmy, że masz tu pracować? I że pytał się o to sam Mina! - kiwnęli porozumiewawczo nowo poznani.

- Taaa, ale miałem to robić przy okazji, bo miał mnie uczyć samoobrony...

- COOO?! - krzyknęli w tym samym momencie, Jeremi nawet wstał – ON, chce CIĘ uczyć OSOBIŚCIE?!
Spojrzałem na nich przestraszony.
Co w tym takiego zadziwiającego. Może i wydaje się nieprzyjacielski, ale chyba mu się podobna sytuacja zdarzyła, co...?

Kim ty jesteś...? - zapytali poważnie bracia.

I zacząłem im tłumaczyć, w jaki sposób poznałem bruneta i co w ogóle robię w Tokio. Ale dalej się wydawali zaskoczeni. Nie wspomniałem jednak o jego zachowaniu wobec mnie, prócz tego, że kilka razy chciał mnie zabić, co akurat ich nie dziwiło.

- Ale i tak... Minami i coś takiego...

Ja za to miałem masę pytań, ale czy wypada mi pytać ich o to...? Raz się żyje, nie?

- Kim tutaj jest Minami? Ma czasami przerażającą aurę, a w internacie wszyscy mają do niego respekt.. Co on zrobił..?
Dziwnie się na mnie spojrzeli, ale Rosa była na tyle miła, żeby mnie oświecić. Ściszyła głos do szeptu, ale mówiła wolno i wyraźnie.

- We wszystkich organizacjach jest hierarchia. U nas, Ślizgonów, jest pierwsza trójka, najlepsi spośród dwudziestu sześciu. Na trzecim miejscu jest Jeremi – wskazała blondyna – ja jestem na drugim.
Zrobiła długą pauzę.

- Jesteśmy naprawdę silni jako zwykli ludzie, ale jedynka jest nieporównywalnie lepsza.- wzięła oddech – Matthew, Minami Kouta jest najsilniejszym Ślizgonem, mimo swojego młodego wieku, jest drugą, prócz szefa, najważniejszą osobą w tej organizacji. Jak już zdążyłeś poznać jego temperament, jest dosyć problematycznym człowiekiem, ale jego prawdziwego oblicza nie poznałeś. On jest – znowu pauza. Nawet chłopacy byli poważni – Jest jak prawdziwa maszyna do zabijania. Niezliczona ilość osób zginęła z jego rąk.

Te informacje mną naprawdę wstrząsnęły. Ja wiedziałem, że jest niebezpiecznym, i że nie jest normalnym człowiekiem, ale żeby aż tak niebezpiecznym. Ale...

- To jakim cudem on jest na wolności? - spojrzeli na mnie dziwnie.

- Ty o nas nic nie wiesz, prawda? - kiwnąłem głową – to czuć na wylot. Cóż, nie zdążymy chyba ci tego wytłumaczyć, bo nasz temat rozmów właśnie idzie. Po ciebie.

Odwróciłem się. 
Faktycznie.
 Spokojnym, ale stanowczym i szybkim krokiem zbliżał się w naszą stronę. Byłem jak spetryfikowany, nie mogłem się ruszyć i jestem pewien, że było to po mnie widać. Widziałem to w oczach Minamiego, jego wzrok był chłodny i było czuć jego wyższość wobec nas. Pierwszy raz w życiu czuję się zagrożony w taki sposób, mam ochotę się skulić, ale nie potrafię. Dopiero kiedy złapał mnie za ramię, wróciła mi zdolność poruszania się i automatycznie stanąłem obok starszego mężczyzny.
I znowu zdziwione spojrzenia są wlepione w moją skromną osobę. Nie rozumiem ich...

- Idziemy do szefa – zwrócił się do mnie i popchnął mnie w stronę, gdzie znajduje się bar.

Słyszę za sobą te wkurzające szepty. Czy te szeptanie już się ode mnie nie odczepi?!
Jak się okazało obok baru znajduje się węższy korytarz, niż ten główny, ale jest niemal równie długi, a na jego końcu jedne, samotne drzwi.

- Wejdziesz tam sam. Wrócę do ciebie za niedługo. - zerknąłem na niego przerażony i z niedowierzaniem. Byliśmy już przed drzwiami, a Minami już odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia, jednak błyskawicznie złapałem go za nadgarstek i równie szybko puściłem.

Uniósł brew i czekał aż coś powiem.

- Nie możesz mnie tu samego zostawić! Chcesz, żebym tam padł?!

 Uśmiechnął się do mnie groźnie i zbliżył jeszcze bardziej. Automatycznie odskoczyłem od niego i  
uderzyłem plecami o ścianę, tuż obok drzwi. Przypomniałem sobie co mówiła mi ta czwórka. 

Minami zorientował się skąd mogła pojawić się moja reakcja. Przymrużył oczy, ale się odsunął na odległość kilku metrów.

- Co oni ci nagadali? - nie poruszył się z miejsca i czekał.
A ja wkurzony na własną reakcję wypuściłem głośno powietrze.

Idioto, skoro wcześniej nic złego ci nie zrobił, to teraz też nie powinien.

Powiedzieli, kim jesteś i jaką pełnisz rolę tutaj.. Wybacz, ale musiałem się dowiedzieć czegokolwiek więcej. Inni traktują cię z szacunkiem i się ciebie boją..

Brunet westchnął i przybliżywszy się do mnie położył dłoń na moim ramieniu, ściskając je lekko.

- Na ten moment nie musisz wiedzieć więcej, tak samo nie musiałeś się o tym dowiadywać. A teraz-wskazał na drzwi – idź, bo szef zacznie się niecierpliwić.

I odszedł, zostawiając mnie bezradnego pod drzwiami.

Zapukałem. Cisza.
Po chwili usłyszałem cisze pozwolenie. Jeszcze raz głośno westchnąłem i pchnąłem te ciężkie drzwi. Zalała mnie fala światła, mrużenie oczu nie dawało za wiele. Po dłuższej chwili zauważyłem wpatrującego się we mnie mężczyznę, około trzydziestoletniego.

- Dzień dobry.. Panie szefie. - zarumieniłem się jak głupek.
Posłał w moją stronę życzliwe spojrzenie i wskazał fotel naprzeciw niego

-Siadaj. Witam cię w moich skromnych progach.

Mimowolnie parsknąłem.

W skromnych progach? Toż to bogaty gabinet, choć nic tu prawie nie ma! To się tak da w ogóle?

Od razu się zreflektowałem.

-Przepraszam, ale śmiem wątpić, że nie są to skromne progi.. - usiadłem.

Zaśmiał się krótko, aczkolwiek przyjaźnie.

-Może i masz rację. Jestem Rai. Rai Kimura. Jak już zdążono cię poinformować, jestem szefem Ślizgonów – podał mi dłoń. Na nadgarstku świecił się drogi szwajcarski zegarek.

- Miło mi pana poznać, panie Rai – Odparłem nieśmiało. Ująłem jego dłoń.

Nosz kurde, siedzę przed wielką szychą!

- Rozluźnij się trochę. I mów mi szefie – zaśmiał się - Mam do zadania tobie kilka pytań i muszę cię w wielu rzeczach doinformować.
Kiwnąłem tylko głową.

- Jak już Kouta Ci mówił, będziesz tu pracował, żebyś mógł przy okazji trenować. Możliwe, że ci nie powiedział, ale będziesz pomagał w sprzątaniu sal do treningów, a to trochę pracochłonne zajęcie.

Mrugnąłem. Mam być sprzątaczką..? Ale, w sumie.. Co ja mógłbym robić? I niby ile można pracować przy sprzątaniu, bez przesady.

Przy okazji trochę sobie dorobisz, słyszałem, że średnio u ciebie z funduszami – znów jego czysty śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu.

Przyjemny.


Siedziałem tam jeszcze około godziny, tłumaczył na czym polegać moja praca, opowiedział mi trochę o członkach organizacji, że mogę tutaj spożywać posiłki zresztą ludzi. I że ogólnie mam się czuć komfortowo, bo nic mi tu nie grozi.

- No, chyba, że podpadniesz Minamiemu – zaśmiał się.

Usłyszeliśmy pukanie.
Do gabinetu wszedł sam zainteresowany.

- Świetnie, przyszedłeś w idealnym momencie – złączył swoje dłonie i oparł się nimi o biurko – czas najwyższy oprowadzić Matta po organizacji! - Ucieszył się – zostawiam cię pod opieką Kouty – mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja tylko speszony odwróciłem głowę w stronę drzwi, aby na nich nie patrzeć. Pożegnał nas i wyszliśmy.

***

Jak się potem okazało, ten budynek w rzeczywistości był jeszcze większy, niż wyglądał na zewnątrz.
Na parterze znajdował się gabinet szefa, kuchnia, jadalnia (miejsce, gdzie przesiadywała ta czwórka), i jak się potem okazało, część mieszkalna Ślizgonów. Każdy z nich miał pokój dzielony ze swoim partnerem, z którymi najczęściej wykonywali powierzane im zadania. Na pierwszym piętrze znajdowało się wszystko związane z rozrywką. Bilard, kręgle (!), różnego rodzaju konsole, nawet maty do tańczenia. Dostrzegłem nawet kilka gitar w rogu jednego z pomieszczeń. W podziemiach umieszczone były trzy ogromne sale treningowe, oddzielne pomieszczenie z trampolinami i w ostatnim pomieszczeniu znajdował się ogromny basen, wraz z kilkoma jacuzzi a za nim były drzwi prowadziły do kilku saun. Naprawdę, czułem się, jakbym był w pięciogwiazdkowym hotelu, tylko szczerze mówiąc było tu o wiele piękniej i.. drożej. O wiele drożej.

A na koniec zaszliśmy do kwatery (inaczej nie da się tego nazwać) Minamiego, bo chciał zabrać kilka rzeczy z pokoju, więc zaszliśmy tam razem. Okazało się, że jego drzwi są naprzeciw korytarza głównego. Kiedy otworzył drzwi, mogłem ujrzeć rezydencję w rezydencji. Dosłownie. Kwatera składające z dwóch wielkich salonów, sypialni równie wielkiej oraz łazienki. Mógłbym opisywać te miejsce przez godzinę, ale i tak nie oddałbym wszystkiego, co się tu znajduje. W jednym salonie była wielka biała kanapa i fotele do kompletu, oraz wielki okrągły szklany stół. W tym samym pomieszczeniu stało w rogu cudo. Na widok Białego fortepianu uśmiechnąłem się szeroko. Czyżby grał?
Do drugiego salonu nie miałem sposobności zajrzeć, ale kiedyś zwiedzę wszystko. Zafascynowany poszedłem do sypialni chłopaka, gdzie ten pakował swoje rzeczy.


To będzie ciekawe doświadczenie. Jestem tu tak krótko, a jestem tak zachwycony tym miejscem! A jeszcze przede mną trening.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz