Zapraszam do lektury~~~!
***
Nie przejmując się
spojrzeniami utkwionymi we mnie usiadłem na miejscu Minamiego.
Jedząc podane mi
jedzenie nie zwracałem uwagi na spojrzenia utkwione w moją osobę.
Pierwszy raz chyba jadłem przymusowo tak smaczne jedzenie. Patrząc
smętnie w talerz stwierdziłem, że nie chce mi się dzisiaj nigdzie
wychodzić, choć samą pracę mógłbym zacząć.
Ehh, czemu muszę być
niechętny do poznawania nowych ludzi, jakbym nie miał innych
defektów w swojej osobie... Zważywszy na to, że tam będzie ich
jak mniemam ponad dziesięciu.
Po skończeniu posiłku
jeszcze trochę posiedziałem na tych, o dziwo, wygodnych krzesłach
i zacząłem w końcu zwracać uwagę na ludzi mnie otaczających.
Kiedy napotkałem któregoś z nich wzrok, ten automatycznie się
uśmiechał, najczęściej mało prawdziwie, ale nie dziwię się
temu, skoro ten diabeł wszystkim otwarcie zagroził. Sam miałbym
pewnie podobne obiekcje.
Niespiesznie podnosząc
się z siedzenia zostałem złapany za tył koszulki, odwracając się
zauważyłem prawdopodobnie kucharza, który podaje nam posiłki.
Pytającym wzrokiem spojrzałem na blondyna, a ten tylko tajemniczo
się uśmiechnął.
-Chciałbyś chwilę
porozmawiać? Przy kawie/herbacie? - i kolejny z bielutkimi zębami.
-Powiedz, do jakiego Wy
dentysty chodzicie...?
Mina kucharzyny nie była
ani trochę zdziwiona, no może lekko zmieszana.
A to jest nowość,
choć sam się dziwię, że się o to zapytałem, wcale nie
chciałem...
No... może trochę.
Ociupinkę.
-... mogę porozmawiać,
ale mam tylko chwilę wolnego. Więc..?
Skrzywił się
delikatnie.
- To chodź do lady –
i nie czekając pociągnął mnie tym razem za przód koszulki.
No ej no, nie jestem
jakąś ścierką, czy popychadłem! Wypraszam sobie!
Niechętnie się za nim
powlokłem.
Powlokłem... Głupie
słowo. Za dużo myślę...
-A co
mnie ciekawi.. W której klasie jesteś? - miałem wrażenie, że
zaświeciły mu się oczy, kiedy podawał mi gorący kubek z herbatą.
Phi, nawet się nie
spytał, co wolę. Ta precyzja...
-W drugiej, a co cię tak to interesuje? - łypnąłem na niego
podejrzliwie. Ten tylko rzekł konspiracyjnym szeptem:
- Nie
wiedziałem, że Mina gustuje teraz w młodszych..
Wytrzeszczyłem
oczy ze zdziwienia. Gustuje w młodszych...?! TO ON JEST
GEJEM?!!
No
nie wierzę.
-Czy ty chcesz mi wmó-
-I czego z nim rozmawiasz? - usłyszałem najmniej przeze mnie w tym
momencie... i nie tylko w tym, głos Minamiego.
-A tak tylko chciałem sobie uciąć pogawędkę z naszym nowym
okazem – głupio się wyszczerzył blondyn. Teraz dopiero
zauważyłem, że jest on trochę wyższy ode mnie, ale za to ma o
wiele lepszą figurę ode mnie.
-Nikita, ty lepiej niczego nie kombinuj – rzekł sucho, ale nie z
niechęcią, jak do reszty chłopaków – I zostaw go w spokoju,
rozumiemy się?
-Ta jes, szefuńciu! No chyba, że nasz karzełek sam wyrazi taką
chęć.. - tu spojrzał na mnie ze szczerym uśmiechem, a ja się
oburzyłem.
-Nie jestem karłem! Poza tym... Jest wiele zalet bycia niskim!
-A
jedną z nich jest łatwiejsze chowanie się przede mną? Chociaż
z tym sieroctwem to chyba tylko pogarsza. - kpiąco odparł brunet.
Nikita spojrzał na nas w zamyśleniu a po chwili znowu się
uśmiechnął.
-A ty co znowu szczerzysz mordę?
Ktoś tu się chyba wkurzył~~~ To nie nie na mnieeee~~~Jej!
-Nic, tak sobie tylko się uśmiecham, nie bądź dla mnie taki
niemiły Minuś~~
No
nie no, nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, nie bijcie! Wiecie
jak to jest widzieć mord w oczach Minusia
i to nie skierowany we mnie! Nie? To macie pecha. Wygrałem życie~`
Widząc jak niebezpiecznie blisko się zbliża do nowo poznanego
mężczyzny, postanowiłem jakoś go odwieźć od tego pomysłu.
-Minami, czy my i tak za niedługo nie powinniśmy wychodzić..?
Zapewne nie zjadłeś nic...
Udało się. Nie będzie żadnego morderstwa dzisiaj.
Jestem bohaterem, kłaniajcie się, potrafię poskromić
najgorszego potwora!
I
tak oto siedzę po raz kolejny przy naszym
stole
i wsłuchuję się w szmery wokół. To wcale nie tak, że wszyscy
jawnie się na nas gapią. I to WCALE A WCALE nie jest wkurzające.
Potworze, jedz szybciej...
Tak jakby wysłuchał moich modłów i ruszyliśmy swoje siedzenia w
stronę wyjścia, tym razem już spokojnie, bez niczyich zaczepek.
Teraz tylko muszę dotrzymać kroku współlokatorowi, który gna
przed siebie z pewnością SPECJALNIE na tyle szybko, żebym to ja
nie nadążał zwykłym krokiem.
-Czy.. mógłby..ś.. iść trochę wo..lniej?! - krzyknąłem, kiedy
już prawie musiałem za nim biec.
Spojrzał się na mnie wrednym wzrokiem, chamsko się uśmiechnął i
zaczął biec sprintem.
Nie myśląc za wiele przyspieszyłem jak tylko mogłem i ostatkiem
sił go przegoniłem.
Ale jak tylko to się stało rozłożyłem się na śniegu, gdzie pod
nim zapewne był trawnik.
Dysząc jak głupi patrzyłem z wyrzutem na bruneta, który teraz
kucał przede mną i się zwyczajnie uśmiechnął... co dla niego
nie jest zwyczajne.
-No no... Trochę kondycji załapiesz, i już mamy twój atut. Jesteś
szybki. - tu zmarszczył brwi – tylko będzie trzeba zniwelować
jakoś te niezdarność, bo jeszcze po drodze się wyrżniesz i
zabijesz.
-Ja tu jestem, nie musisz gadać do siebie i mnie obrażać! -
obruszyłem się, Nosz ile jeszcze obelg usłyszę na swój temat
dzisiaj?!
Ten mnie zlał kompletnie i podał rękę i pomógł wstać.
Rozejrzałem się dokoła. Jedyne co można zauważyć to przystanek
i w tle kilka starszych budynków. Jak mniemam interesuje nas
przystanek.
Właśnie nadjeżdża z naprzeciwka autobus, a chwilę później
Minami do niego wskakuje ciągnąc mnie za sobą.
Nie raczył się nawet odezwać do mnie słowem w ciągu tych
kilkudziesięciu minut, zanim nie wysiedliśmy. Czyli to są
tokijskie centra.. Boże, ile ludzi! Zmiażdżą nas!
Ale nie mieli jak, bo znów byłem ciągnięty za nadgarstek przez
współtowarzysza, który zwinnie wymijał stada ludzi gnających
każde tylko w sobie znanym kierunku. Nie wiem ile to trwało, ale
znaleźliśmy się w miejscu o wiele mniej zaludnionym, ale za to
przed sobą miałem piękny, nowoczesny budynek, którego budowa
musiała kosztować fortunę.
Spojrzałem na Minamiego, który był wyraźnie zadowolony.
-W
końcu jesteśmy – i ruszył naprzód. Bez słowa ruszyłem za
nim. Przeszliśmy przez wielką bramę oddzielającą nas od ulicy i
ciekawskich ludzi patrzących z podziwem na budowlę. Tak jak ja
wcześniej. Czuję się jak w jakimś filmie, stojąc przed wielkimi
stalowymi drzwiami, które nie posiadają klamki.
Wariatkowo? Czy to tylko była wymówka z tą pracą, żeby mnie
zamknąć z psycholami?
Zaraz jednak dojrzałem klawiaturkę, w którą starszy chłopak
zaczął uderzać szybko palcami. Na kod?
Boże, przecież on nacisnął z 20 klawiszy! Co to musi być za
miejsce?! W co ja się wpakowałem...?
-Właź – i puścił mnie przed sobą.
Przełknąłem ślinę i niepewnie wszedłem do paszczy lwa.
W pierwszym momencie myślałem, że umarłem, naprawdę! Było tak
cholernie ciemno, że nic nie widziałem!
…
..
Walnąłem się otwartą dłonią w czoło.. Trochę za mocno.
-Ała! - syknąłem. Otóż, ludziska, miałem zamknięte oczy!
Eheheh...
Jestem debilem.
-Jesteś
… Który gada wszystko co nie trzeba na głos.
Jęknąłem żałośnie i spojrzałem przed siebie, widząc
kilkunastometrowy korytarz, w którym stałem.
Ściany zrobione zostały z czarnego marmuru, nie było w nim żadnych
okien, które wpuszczałyby jakiekolwiek światło, oświetlenie
składało się z rzadko rozmieszonych bocznych lamp, co dodawało
mroczności pomieszczeniu. Kiedy w końcu przeszliśmy całą jego
długość, stanęliśmy przed masywnymi drewnianymi drzwiami. Nie
dane było mi się zamyślać, bo Minami od razu je otworzył, hałas,
który zza nich słyszałem, tylko nabrał na sile.
Mogłem teraz dojrzeć wielką salę z ławami, kanapami i fotelami i
barkiem po lewej stronie. Te pomieszczenie było ze trzy razy większe
od naszego pokoju! Dopiero po kilku minutach rozglądania się wkoło
zwróciłem uwagę na ślepia w nas wlepione, a raczej we mnie.
Zacząłem przestępować z nogi na nogę, czując się osaczony, co
oczywiście zobaczył mój towarzysz, od którego dostałem kuksańca
w żebra.
Łypnąłem na niego z wyrzutem, ale on nic sobie tego nie zrobił.
Czas coś zrobić..
-C-cześć
wam, jestem Matt.. - podrapałem się w tył głowy zażenowany, a
wrzawa nabrała na sile.
Co ja, eksponat w zoo?!
Jeden chłopak wraz z.. to na pewno jest dziewczyna.. chyba ta-
Ałć!
No w każdym razie rzucili się na mnie i zaczęli przytulać.
CO TO MA BYĆ?!
- Jaki
uroczy, Mina, czemu nie uprzedziłeś! - krzyknęła czerwonowłosa
dziewczyna.
Także wyższa ode mnie. Super.
A ja tylko tak stałem jak ten debil i byłem przytulany, a brunet
nic a nic nie chciał z tym zrobić. Próbowałem się oczywiście
wyswobodzić, ale to nic nie skutkowało. A raczej niczym dobrym.
Ja chcę swoją przestrzeń osobistą!
Uff, w końcu mnie puścili. Minamiemu chyba znudziło się męczenie
mnie przez innych.
Ap ropo niego... czuję od niego inną aurę. Jakby.. groźniejszą?
- Puśćcie go, bo zadusi się przez waszą dwójkę.
Owa dwójka oczywiście speszona puściła moją osobę i jak ludzie
przedstawili mi się.
- Jestem Rosa – uśmiechnęła się promiennie i wyciągnęła dłoń
w moim kierunku.
Kiwnąłem jej głową i uścisnąłem jej dłoń.
- Mów mi Jeremi – blondyn wyciągnął także podał mi rękę i
wymieniliśmy się uściskami.
Oni się wydają normalni. Spojrzałem na Minamiego podejrzliwie. ON
tu nie pasuje.
Obejrzałem się za nowo poznanych, ponieważ za nimi siedziało
jeszcze dwóch chłopaków, którzy właśnie machali w naszą
stronę, sygnalizując, żebyśmy podeszli.
Wszyscy, prócz bruneta od razu skierowaliśmy się w ich stronę.
Wzrokiem pokazali miejsce naprzeciw siebie, więc i tam usiadłem.
Teraz mogłem się im dokładniej przyjrzeć. Wyglądali prawie
identycznie, identycznie ścięte dosyć krótko czarne jak smoła
włosy, te same rysy twarzy jak i sam uśmiech. Jednak różniły się
ich oczy – wydawało mi się, że jednego oczy to samo stopione
złoto wlane w tęczówkę, drugi miał oczy jasnoniebieskie, jak
pogodne niebo.
Wyciągnęli ręce w tym samym czasie.
- Yato – złotooki.
- Mira – niebieskooki.
- Jestem Matt, miło mi – szeroko się uśmiechnąłem i uścisnąłem
ich dłonie, machając nimi energicznie. Już ich lubię!
I złapałem zgachę. Jak zauważyłem, nigdzie nie było bruneta,
wsiąkł i przepadł. Nawet lepiej. Przysunąłem się do twarzy
braci.
- Czy Minami naprawdę tu należy..? Taka góra lodowa, nie pasuje do
was, roześmianych...
Cała czwórka się tylko krótko zaśmiała.
- Teraz jest w dobrym humorze – spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
- W każdym razie- odezwał się Yato – słyszeliśmy, że masz tu
pracować? I że pytał się o to sam Mina! - kiwnęli
porozumiewawczo nowo poznani.
- Taaa, ale miałem to robić przy okazji, bo miał mnie uczyć
samoobrony...
- COOO?! - krzyknęli w tym samym momencie, Jeremi nawet wstał –
ON, chce CIĘ uczyć OSOBIŚCIE?!
Spojrzałem na nich przestraszony.
Co w tym takiego zadziwiającego. Może i wydaje się
nieprzyjacielski, ale chyba mu się podobna sytuacja zdarzyła,
co...?
- Kim ty jesteś...? - zapytali poważnie bracia.
I zacząłem im tłumaczyć, w jaki sposób poznałem bruneta i co w
ogóle robię w Tokio. Ale dalej się wydawali zaskoczeni. Nie
wspomniałem jednak o jego zachowaniu wobec mnie, prócz tego, że
kilka razy chciał mnie zabić, co akurat ich nie dziwiło.
- Ale i tak... Minami i coś takiego...
Ja za to miałem masę pytań, ale czy wypada mi pytać ich o to...?
Raz się żyje, nie?
- Kim tutaj jest Minami? Ma czasami przerażającą aurę, a w
internacie wszyscy mają do niego respekt.. Co on zrobił..?
Dziwnie się na mnie spojrzeli, ale Rosa była na tyle miła, żeby
mnie oświecić. Ściszyła głos do szeptu, ale mówiła wolno i
wyraźnie.
- We wszystkich organizacjach jest hierarchia. U nas, Ślizgonów,
jest pierwsza trójka, najlepsi spośród dwudziestu sześciu. Na
trzecim miejscu jest Jeremi – wskazała blondyna – ja jestem na
drugim.
Zrobiła długą pauzę.
- Jesteśmy naprawdę silni jako zwykli ludzie, ale jedynka jest
nieporównywalnie lepsza.- wzięła oddech – Matthew, Minami Kouta
jest najsilniejszym Ślizgonem, mimo swojego młodego wieku, jest
drugą, prócz szefa, najważniejszą osobą w tej organizacji. Jak
już zdążyłeś poznać jego temperament, jest dosyć
problematycznym człowiekiem, ale jego prawdziwego oblicza nie
poznałeś. On jest – znowu pauza. Nawet chłopacy byli poważni –
Jest jak prawdziwa maszyna do zabijania. Niezliczona ilość osób
zginęła z jego rąk.
Te informacje mną naprawdę wstrząsnęły. Ja wiedziałem, że jest
niebezpiecznym, i że nie jest normalnym człowiekiem, ale żeby aż
tak niebezpiecznym. Ale...
- To jakim cudem on jest na wolności? - spojrzeli na mnie dziwnie.
- Ty o nas nic nie wiesz, prawda? - kiwnąłem głową – to czuć na
wylot. Cóż, nie zdążymy chyba ci tego wytłumaczyć, bo nasz
temat rozmów właśnie idzie. Po ciebie.
Odwróciłem się.
Faktycznie.
Spokojnym, ale stanowczym i szybkim
krokiem zbliżał się w naszą stronę. Byłem jak spetryfikowany,
nie mogłem się ruszyć i jestem pewien, że było to po mnie widać.
Widziałem to w oczach Minamiego, jego wzrok był chłodny i było
czuć jego wyższość wobec nas. Pierwszy raz w życiu czuję się
zagrożony w taki sposób, mam ochotę się skulić, ale nie
potrafię. Dopiero kiedy złapał mnie za ramię, wróciła mi
zdolność poruszania się i automatycznie stanąłem obok starszego
mężczyzny.
I znowu zdziwione spojrzenia są wlepione w moją skromną osobę.
Nie rozumiem ich...
- Idziemy do szefa – zwrócił się do mnie i popchnął mnie w
stronę, gdzie znajduje się bar.
Słyszę za sobą te wkurzające szepty. Czy te szeptanie już się
ode mnie nie odczepi?!
Jak się okazało obok baru znajduje się węższy korytarz, niż ten
główny, ale jest niemal równie długi, a na jego końcu jedne,
samotne drzwi.
- Wejdziesz tam sam. Wrócę do ciebie za niedługo. - zerknąłem na
niego przerażony i z niedowierzaniem. Byliśmy już przed drzwiami,
a Minami już odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia,
jednak błyskawicznie złapałem go za nadgarstek i równie szybko
puściłem.
Uniósł brew i czekał aż coś powiem.
- Nie możesz mnie tu samego zostawić! Chcesz, żebym tam padł?!
Uśmiechnął się do mnie groźnie i zbliżył jeszcze bardziej.
Automatycznie odskoczyłem od niego i
uderzyłem plecami o ścianę,
tuż obok drzwi. Przypomniałem sobie co mówiła mi ta czwórka.
Minami zorientował się skąd mogła pojawić się moja reakcja.
Przymrużył oczy, ale się odsunął na odległość kilku metrów.
- Co oni ci nagadali? - nie poruszył się z miejsca i czekał.
A ja wkurzony na własną reakcję wypuściłem głośno powietrze.
Idioto, skoro wcześniej nic złego ci nie zrobił, to teraz też
nie powinien.
- Powiedzieli, kim jesteś i jaką pełnisz rolę tutaj.. Wybacz, ale
musiałem się dowiedzieć czegokolwiek więcej. Inni traktują cię
z szacunkiem i się ciebie boją..
Brunet westchnął i przybliżywszy się do mnie położył dłoń na
moim ramieniu, ściskając je lekko.
- Na ten moment nie musisz wiedzieć więcej, tak samo nie musiałeś
się o tym dowiadywać. A teraz-wskazał na drzwi – idź, bo szef
zacznie się niecierpliwić.
I odszedł, zostawiając mnie bezradnego pod drzwiami.
Zapukałem. Cisza.
Po chwili usłyszałem cisze pozwolenie. Jeszcze raz głośno
westchnąłem i pchnąłem te ciężkie drzwi. Zalała mnie fala
światła, mrużenie oczu nie dawało za wiele. Po dłuższej chwili
zauważyłem wpatrującego się we mnie mężczyznę, około
trzydziestoletniego.
- Dzień dobry.. Panie szefie. - zarumieniłem się jak głupek.
Posłał w moją stronę życzliwe spojrzenie i wskazał fotel
naprzeciw niego
-Siadaj. Witam cię w moich skromnych progach.
Mimowolnie parsknąłem.
W skromnych progach? Toż to bogaty gabinet, choć nic tu prawie
nie ma! To się tak da w ogóle?
Od razu się zreflektowałem.
-Przepraszam, ale śmiem wątpić, że nie są to skromne progi.. -
usiadłem.
Zaśmiał się krótko, aczkolwiek przyjaźnie.
-Może i masz rację. Jestem Rai. Rai Kimura. Jak już zdążono cię
poinformować, jestem szefem Ślizgonów – podał mi dłoń. Na
nadgarstku świecił się drogi szwajcarski zegarek.
- Miło mi pana poznać, panie Rai – Odparłem nieśmiało. Ująłem
jego dłoń.
Nosz kurde, siedzę przed wielką szychą!
- Rozluźnij się trochę. I mów mi szefie – zaśmiał się - Mam
do zadania tobie kilka pytań i muszę cię w wielu rzeczach
doinformować.
Kiwnąłem tylko głową.
- Jak już Kouta Ci mówił, będziesz tu pracował, żebyś mógł
przy okazji trenować. Możliwe, że ci nie powiedział, ale
będziesz pomagał w sprzątaniu sal do treningów, a to trochę
pracochłonne zajęcie.
Mrugnąłem.
Mam być
sprzątaczką..? Ale, w sumie.. Co ja mógłbym robić? I niby ile
można pracować przy sprzątaniu, bez przesady.
- Przy okazji trochę sobie dorobisz, słyszałem, że średnio u
ciebie z funduszami – znów jego czysty śmiech rozbrzmiał w
pomieszczeniu.
Przyjemny.
Siedziałem tam jeszcze około godziny, tłumaczył na czym polegać
moja praca, opowiedział mi trochę o członkach organizacji, że
mogę tutaj spożywać posiłki zresztą ludzi. I że ogólnie mam
się czuć komfortowo, bo nic mi tu nie grozi.
- No, chyba, że podpadniesz Minamiemu – zaśmiał się.
Usłyszeliśmy pukanie.
Do gabinetu wszedł sam zainteresowany.
- Świetnie, przyszedłeś w idealnym momencie – złączył swoje
dłonie i oparł się nimi o biurko – czas najwyższy oprowadzić
Matta po organizacji! - Ucieszył się – zostawiam cię pod opieką
Kouty – mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja tylko speszony
odwróciłem głowę w stronę drzwi, aby na nich nie patrzeć.
Pożegnał nas i wyszliśmy.
***
Jak się potem okazało, ten budynek w rzeczywistości był jeszcze
większy, niż wyglądał na zewnątrz.
Na parterze znajdował się gabinet szefa, kuchnia, jadalnia
(miejsce, gdzie przesiadywała ta czwórka), i jak się potem
okazało, część mieszkalna Ślizgonów. Każdy z nich miał pokój
dzielony ze swoim partnerem, z którymi najczęściej wykonywali
powierzane im zadania. Na pierwszym piętrze znajdowało się
wszystko związane z rozrywką. Bilard, kręgle (!), różnego
rodzaju konsole, nawet maty do tańczenia. Dostrzegłem nawet kilka
gitar w rogu jednego z pomieszczeń. W podziemiach umieszczone były
trzy ogromne sale treningowe, oddzielne pomieszczenie z trampolinami
i w ostatnim pomieszczeniu znajdował się ogromny basen, wraz z
kilkoma jacuzzi a za nim były drzwi prowadziły do kilku saun.
Naprawdę, czułem się, jakbym był w pięciogwiazdkowym hotelu,
tylko szczerze mówiąc było tu o wiele piękniej i.. drożej. O
wiele drożej.
A na koniec zaszliśmy do kwatery (inaczej nie da się tego nazwać)
Minamiego, bo chciał zabrać kilka rzeczy z pokoju, więc zaszliśmy
tam razem. Okazało się, że jego drzwi są naprzeciw korytarza
głównego. Kiedy otworzył drzwi, mogłem ujrzeć rezydencję w
rezydencji. Dosłownie. Kwatera składające z dwóch wielkich
salonów, sypialni równie wielkiej oraz łazienki. Mógłbym
opisywać te miejsce przez godzinę, ale i tak nie oddałbym
wszystkiego, co się tu znajduje. W jednym salonie była wielka
biała kanapa i fotele do kompletu, oraz wielki okrągły szklany
stół. W tym samym pomieszczeniu stało w rogu cudo. Na widok
Białego fortepianu uśmiechnąłem się szeroko. Czyżby grał?
Do drugiego salonu nie miałem sposobności zajrzeć, ale kiedyś
zwiedzę wszystko. Zafascynowany poszedłem do sypialni chłopaka,
gdzie ten pakował swoje rzeczy.
To będzie ciekawe doświadczenie. Jestem tu tak krótko, a jestem
tak zachwycony tym miejscem! A jeszcze przede mną trening.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz