Minami
**
Zdenerwowany po rozmowie z Rukim
zacząłem się przepychać w stronę baru, co łatwe nie było.
Jakim małym zaskoczeniem dla mnie był
brak współlokatora na swoim miejscu.
Miałem bynajmniej wymówkę do wyżycia
się na nim.
…
Jakby mnie powód w ogóle obchodził.
Wkurzony do granic możliwości
zacząłem przeszukiwać klub, z marnym skutkiem. Różni ludzie
zaczepiali mnie, żeby pogadać, czy gwizdali na mój widok, na co
wywracałem oczami. Słyszałem za swoją osobą głośne sprzeczki
dziewczyn komentujących mój wygląd, czy ubranie.
Jak ja nie lubiłem nigdy takich osób.
Dalej wypatrując tego denerwującego
gnojka bez skutku natrafiłem na jednego z bardziej wpływowych ludzi
w mieście. Było to dziwne pod tym względem, że gość był mojego
rocznika, a już coś znaczył w społeczeństwie.
Oczywiście zajmował się czarnym
rynkiem, ale w takich miejscach ludzie go znali.
Z Derą byłem na ty, jednak
dochodziło do rozmów, kiedy mieliśmy jakieś wspólne interesy.
Tym razem jednak miałem.
Stuknąłem go w ramię, a ten,
zdziwiony, dopiero po chwili się uśmiechnął.
-Joł, jak leci stary? Czego znów
maczo ode mnie potrzebuje? - pokazał szereg białych zębów.
Szybko przeszedłem do sedna.
- Widziałeś około 165 centymetrów
wkurzającego gnojka szlajającego się po klubie z czarną czupryną?
Ten zamyślił się na chwilę.
Wyglądał, jakby faktycznie ktoś mu przychodził na myśl.
- Nie jestem pewien, czy o tego chłopca
chodzi, ale wiem, że z kimś podobnym szedł Sora. Wiesz, ten
mafioza. Wyszli z piętnaście minut temu z klubu. Blondynek to się
odstawił, wiesz, jasny elegancik - zacmokał teatralnie. - no nic,
skoro ci pomogłem, to należy się przysługa w najbliższym czasie,
a najlepiej wyjaśnienie, a teraz leć szukać swojej zdobyczy - tu
puścił mi oczko.
Ja tylko prychnąłem i truchtem
dotarłem do głównych drzwi. Długo ich szukać nie musiałem.
Matt
**
Znowu te zimne powietrze owiało mi
policzki. Jednak tym razem się tym nie przejmowałem.
Oczekiwałem monologu ze strony
nieznajomego mężczyzny.
Swoją drogą wyglądał na jakieś
dwadzieścia lat, ale nie jestem pewien.
Bez mojej interwencji, jak się
okazało, sam nie zacząłby mówić.
- O co ci chodziło z tym byciem bratem
Dakoty? - stanąłem prosto, metr od niego. Ten stał z gracją, nie
przejmując się niczym, wpatrując się we mnie z ciekawością.
- To, co powiedziałem. Jestem jego
starszym bratem. Ja za to jestem ciekaw, dlaczego cały czas cię
trzymał przy sobie i nie pozwalał mi się do ciebie zbliżyć.. -
tu się na chwilę zamyślił - może się w tobie zauroczył..? -
przybliżył się do mnie - w sumie.. wcale bym się nie zdziwił -
tu pogładził mnie po policzku, a ja się wzdrygnąłem. Zaraz
jednak skończył swoją grę.
- no w każdym razie, nie po to cię
wyciągnąłem na dwór, żeby cię podrywać, równie dobrze mogłem
to robić w środku. Ale ciekawość jest lepsza. - zrobił pauzę -
Jesteśmy rodzonymi braćmi, jednak nasi rodzice się rozwiedli,
kiedy ja latałem w pieluchach, a Dakota nie był niczego świadomy.
Uważając mnie za tego gorszego, razem z matką niechętnie się ze
mną widują, co już mnie nawet mało obchodzi. - poczułem w tej
wypowiedzi chłód, aż ciarki rozeszły się po moim ciele. - I jak
na razie to tyle, co powinieneś o mnie wiedzieć. I to, że nazywam
się Sora. O resztę informacji będziesz musiał się postarać. A
na ten moment - spojrzał za siebie - muszę lecieć. Nie mam zamiaru
się użerać - cmoknął mnie w policzek. Jego usta wydawały się
nienaturalnie ciepłe. -
Jeszcze się spotkamy, skarbie.
I zniknął z mojego pola widzenia, co
ledwo udało mi się zarejestrować. Oszołomiony tą sytuacją,
zastanawiałem się raczej, czy to mi się aby nie śni. Z dupy
strony, nagle, w obcym dla mnie mieście poznałem brata mojego
najlepszego przyjaciela. To dla mnie tak nierealne, że nawet nie
wiem, do czego mógłbym sobie wyobrazić.
Poczułem szarpnięcie na ramieniu.
- Czego ten sukinsyn od ciebie chciał?
- Tak oschłego tonu nie spodziewałbym się nawet po nim - No czego,
kurwa, chciał?! Mocniejsze szarpnięcie.
Ja w amoku odpowiedziałem jedynie
ostanie słowa Sory.
- Jeszcze się spotkamy..
**
Pół godziny później byliśmy z
powrotem w internacie, zaszliśmy na późniejszą kolację.
Ja dalej zamroczony dzisiejszymi
wydarzeniami nawet nie zwracałem zbytnio uwagi na liczne spojrzenia
skierowane na moją osobę.
Jakby nie mieli co robić z życiem,
tylko się gapić. Minami od czasu powrotu do szkoły nie zamienił
ze mną ani słowa. Zbytnio nie starałem się nawet nawiązać
żadnego kontaktu. Jedyne o czym teraz myślałem, to o tym, że
jestem cholernie głodny i że muszę koniecznie napisać do Dakoty.
Tak jak poprzednio, dostałem jedzenie
pod nos, to podziękowałem. Mimo złego dnia potrafiłem
podziękować.
Moją konsumpcję przerwał mi mój
wcześniejszy napastnik.
Właśnie sobie przypomniałem, że
głowa mnie w ogóle nie boli, co jest trochę dziwne.
Spojrzałem na niego ponuro, z
buńczuczną miną. Ten podrapał się po głowie i skulił, kiedy
zobaczył wzrok bruneta. Miał bandażem obwiązaną głowę, musiał
nieźle dostać.
Cieszyłem się mimo wszystko z tego,
że oberwało mu się i to od samego Minamiego.
- Przyszedłem cię przeprosić za to
co zrobiłem - skrzywił się. Widać było, że nie miał zamiaru
tego mówić - Nie zrobię tego więcej i sądzę, że inni także
nie będą nic kombinować. Jeśli będziesz czegoś chciał, to
śmiało wal - spojrzał już bardziej stanowczo na mnie, jednak dało
się odczuć jego niechęć wobec mnie.
Zastanawiałem się tylko, czy mam się
z nim droczyć, czy nie, ale nie miałem na to zbytnio czasu. Napisać
do Dakoty, tak. To był priorytet.
- W porządku, sądzę, że nie będę
musiał się do kogoś takiego jak ty zgłaszać.
Ledwo co skończyłem mówić, a on
skrzywiony odwrócił się na pięcie i odszedł. Dopiero teraz
dostrzegłem, że kuleje. Czy coś mnie przeoczyło? Nie pamiętam,
czy dostał w nogę, a przynajmniej aż tak, by utykać. W każdym
razie śmiesznie to wyglądało.
Zjadłem resztę kanapek będących na
moim talerzu i poszedłem w stronę wyjścia, zostawiając
zamyślonego współlokatora samemu sobie. Chyba nawet nie zauważył,
że odszedłem od stołu...
Z tymi myślami dobrnąłem do mojego
pokoju i zgrabnym ruchem porwałem w dłonie mój kochany tablet.
Nie zastanawiałem się nawet co
piszę, tylko wyżyłem się na moim rozmówcy.
Widniał jako dostępny, jednak długo
musiałem czekać na odpowiedź, dla mnie ten czas niemiłosiernie
się dłużył, a patrzenie to na sufit, to na zegar wcale nie
przyspieszało czasu.
W końcu, po jakichś czterdziestu
minutach mogłem przeczytać jedno zdanie.
„Nie było sensu mówić ci o tym, a
raczej dla twojego dobra.”
Rozjuszony odpisałem mało grzecznie,
żeby sobie jaj nie robił, że musiałem na tak krótką notkę
czekać taki szmat czasu.
„To wszystko nie tak, Matt. Jakim
cudem w ogóle udało ci się go spotkać?”
„Powiedzmy, że przymusowy znajomy
zabrał mnie do klubu, gdzie go przypadkiem spotkałem.”
Nastąpiła krótka przerwa w pisaniu,
w ciągu której drzwi do mojego pokoju zostały otwarte, a do pokoju
wpadł zdenerwowany Minami. Jakby to było coś nowego..
Dziwne. Znam go kilka dni, a wydaje mi
się, że minęło o wiele więcej czasu.
Usłyszałem dźwięk oznajmiający
nową wiadomość.
„Nie spodziewałem się ciebie w
takim miejscu, a dosłownie chwilę się nie widzieliśmy. A co do
mojego brata.. Tak, jest on moim rodzonym bratem, ale nigdy, kiedy
się widzieliśmy, nie mieliśmy dobrych stosunków. Moja mama, jak
zresztą wiesz, jest miła i ma swoje zasady. Wiesz, że nie znosi
wręcz złych i niepoczytalnych ludzi. Wcześniej nie miała tego
problemu, kiedy nie doszło do sytuacji, w której dowiedziała się
o drugim życiu ojca. Prowadził nielegalne interesy, które z taką
łatwością przykrywał swoją pracą w biurze. Moja matka
dowiedziała się od jego szefa, że jej mąż już nie może
ukrywać, bo jest potrzebny na stałe w interesach. Nie zamierzała
czekać i rozstała się z ojcem, a starszy brat, Sora, wolał zostać
z ojcem, co strasznie na nią wpłynęło. A z wiekiem, brat poszedł
w ślady ojca. Nie miałem dlatego po co Ci mówić o tym, naprawdę,
to nie jest coś, o czym się chętnie opowiada, a wiem to od jakichś
sześciu lat. Dopiero wtedy postanowiła mi o wszystkim powiedzieć.
Przepraszam.”
Zamyśliłem się nad tym, co napisał.
Jakim cudem niczego niepokojącego nie zauważyłem?
Zawsze myślałem, że u mojego
przyjaciela dobrze się wiodło, mimo że widziałem, że nie pałał
chęcią do gościa zjawiającego się raz do roku.
Denerwowałem się, że nie mogłem się
wtedy z nim widywać, jakby się mnie wstydził.
Dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego
to robił.
W tym momencie cała złość na niego
mi przeszła, przeprosiłem go za moje naskoczenie na jego osobę.
„Nie ma za co, masz prawo się
gniewać. Jednak wiedz, że bez przyczyny, nic bym nie ukrywał przed
tobą. Będę chciał cię odwiedzić w najbliższym czasie w tym
twoim nowym światku. Jak tam ci się wiedzie tak poza tym?”
Uśmiechnąłem się. Cały on. Kilka
dni, i znowu planuje spotkanie. Przynajmniej ktoś za mną tęskni...
„Mam teraz trochę pogmatwane życie,
jednak nie jest aż tak źle. Jeszcze.”
Przypomniały mi się słowa jego
brata. „może się w tobie zauroczył..?”. Poczułem rumieńce na
twarzy i dopiero teraz poczułem wzrok mojego współlokatora na
swojej osobie. Jeszcze większego buraka strzeliłem. Ten tylko
bardziej podejrzliwym wzrokiem zerknął na ekran tabletu.
„Dakota, właśnie.. Twój brat mówił
coś o zauroczeniu się.. Czy ja o czymś nie wiem..?”
Czekałem na odpowiedź, która o
dziwo, nastąpiła od razu.
„To nie zauroczenie. Darzę kogoś
uczuciem od dłuższego czasu, jednak nic więcej ci nie powiem. A
teraz wybacz, ale muszę już kończyć. Napiszę do ciebie w
najbliższym czasie. Cya!”
Nie zdążyłem się zastanowić nad
jego odpowiedzią, a już go nie było.
Ha, czyli jednak coś ukrywa!
Nie dane mi było za długo rozmyślać,
bo wymowne chrząknięcie Minamiego świadczyło o tym, że nie będę
miał teraz czasu dla siebie.
- To może mi teraz coś wyjaśnisz,
skoro skończyłeś już flirtować ze swoim chłoptasiem?
Ouu, ktoś tu chyba jest zazdrosny~~~
Uśmiechnąłem się w duchu i zaraz go oświeciłem.
-To mój przyjaciel. Ale nie wiem, czy
znasz definicję przyjaźni.
Łypnął na mnie groźnym wzrokiem, a
ja odebrałem to jako jego niewiedzę.
- Przyjaciel to ktoś, kto nas rozumie,
pociesza, nie BIJE i NIE WYDZIERA SIĘ cały czas na nas.
Czyli nie sądzę, abyś kiedykolwiek
spełniał te kryteria.
Chyba powiedziałem trochę za dużo,
nie uważacie? Ale to nie moja wina, sam nie dał mi zostać i
pomyśleć, mimo że i tak za często to robię! Trochę prywatności,
no...
O dziwo nawet nie skomentował mojej
wypowiedzi, ale wziął kilka głębszych wdechów, by mi nie
przyłożyć. Dosłownie widziałem kurwiki w jego oczach i w środku
poczułem strach. Ale nie było chyba po mnie widać.
Albo i było, ręce miałem jak żelki.
Powiedzmy, że było mi zimno, i tyle!
- To może powiedz mi, o co chodziło z
Sorą? - po usłyszeniu pytania skrzywiłem się.
- Czy wszyscy nagle muszą znać
jednego gościa? - zmarszczyłem brwi. Kolejna, negatywna szycha?
Wydawało mi się, że Minami też słynął na mieście, za tego
bardziej negatywnie popularnego. - No. W każdym razie - chrząknąłem
- podszedł do mnie do baru i stwierdził, że chyba się znamy.
Powiedział, że jest bratem mojego przyjaciela, z którym teraz
pisałem.
I że się jeszcze spotkamy.. -
nastąpiła chwila milczenia - Minami, co powinienem o nim wiedzieć?
Wydaje się groźny.
Mój rozmówca prychnął i podniósł
się z podłogi, na której aktualnie siedział.
- Mój drogi - wycedził sarkastycznie
- To jest szef jednej z czterech organizacji Tokijskich, tej z
bardziej niebezpiecznych. Słyszałeś zapewne o Starych znajomych,
którzy byli fanatykami Harrego Pottera? Założyli dwa lata temu
dwie grupy, Gryfonów i Ślizgonów. Najpierw działali wspólnie,
jednak potem doszło do nieporozumień i stali się wrogami. Dopiero
niedawno powstały dwa kolejne odpowiadające nazwom domy Puchonów i
Krukonów, te są jednak prawie niegroźne.
Sora jest szefem Gryfonów, przejął
względy po swoim ojcu, który zginął w trakcie jakiejś ważnej
akcji, większość informacji jednak jest przed zwykłymi ludźmi
zatajona, więc za wiele z mediów się nie dowiesz.
Powoli przyswajałem to, co mi
powiedział. Owszem, słyszałem o tych fanatykach i ich organizacji
lubiących te włóczęgi chodzące w szlafrokach i wymachujące
patyczkami, ale nie sądziłem, że to prawda. Jak i pewnie większość
społeczeństwa.
Naszła mnie pewna niepokojąca myśl.
- A ty skąd to wszystko wiesz, skoro
mało kto o tym wie? Trzymasz się z nimi?
I tu ten jego słynny uśmieszek.
- Skąd ja to wiem..? - zbliżył się
o krok - Bo, mój drogi - zrobił kolejną pauzę - Jestem jednym z
bardziej wpływowych Ślizgonów.
Wstrzymałem oddech.
Czemu trafiłem do jakiejś
patologii...? A tak szczerze? Obstawiałem, że może mi coś takiego
powiedzieć, ale w żartach. Lecz po jego minie z pewnością to, co
powiedział, żartem nie było.
-W każdym razie, masz mały przesrane,
skoro sam szef się tobą niezdrowo zainteresował - powiedział
lekkim głosem. - Także radziłbym się pilnować - stwierdził
prawie śpiewem. Gdyby nie to, że byłem cholernie przerażony,
turlałbym się ze śmiechu przez jego odpowiedź.
Jednak wcale do śmiechu mi nie było.
Minami zamknął za sobą drzwi, a ja,
nie wiedząc, co ze sobą zrobić, walnąłem się na łóżko i
zakryłem twarz poduszką.
- Może kiedyś marzyłem wręcz o
życiu, gdzie jest akcja i adrenalina, jednak nie o to mi chodziło!
- jęknąłem w poduszkę, zakrywając się szczelnie kołdrą.
**
Wena zaczęła mnie nawiedzać, bo i akcja w końcu się zacznie, dlatego rozdział też dodaje dzisiaj. Nie wiem jednak, czy w następnym tygodniu się coś pojawi. Zachęcam w każdym razie do komentowania i wyrażania swojej opinii. Do następnego~!
Jestem Ciekaw Spotkania Dakoty i Minamiego :3 (Chcę akcjiiii~~~!)
OdpowiedzUsuńWeny zycze.
OdpowiedzUsuńNo i gdzie nastepne rozdzialy? Wróc :(
OdpowiedzUsuń