11 marca 2013

Rozdział 5.

Witam~~
Mam nadzieję, że ktoś zacznie czytać moje opowiadanie, choć liczę się z tym, że jako, iż dopiero co zaczynam, to nie ma wylewnej publiki. Jeśli znajdą się czytelnicy,zachęcam do komentowania, gdyż chcę znać Waszą opinię ;D
***
Chłopak przede mną stojący, wyglądał co najmniej przerażająco. Wyższy ode mnie o głowę, dobrze zbudowany brunet o bordowych oczach i nieskazitelnie bladej skórze. „Jak arystokrata..” przemknęło mi przez myśl. Ubrany był w czarne bojówki trzy czwarte i bordową koszulkę bez rękawów, a na to założoną ciemną, podartą koszulę. Na rękach mnóstwo rzemyków i pierścionków.
Na twarzy miał czarny kolczyk we brwi.
Patrzył dalej na mnie groźnie, na co ja tylko bardziej się skuliłem.
-Głuchy jesteś? Nie ignoruj mnie- podszedł do mnie w złapał mnie mocno za ramię, pisnąłem.
Umrę, umrę, umrę..
-Nie ignoruję.. po prostu zamyśliłem się.
Nie miałem zamiaru spojrzeć mu w oczy. „i co się podziało z moim charakterem, hęę?” usłyszałem w myślach. Wymięknę, powiadam Wam.
Ów gość nadal mnie nie puścił, jednak jego uścisk zelżał.
-Jak mniemam, jesteś tym moim współlokatorem? - jak na złość patrzył mi teraz w oczy.
-Tak- „niestety..”. Muszę przyznać, że jego spojrzenie hipnotyzuje. Odwróciłem się dopiero jak mnie puścił i odszedł w stronę łazienki.
-Powodzenia życzę..- parsknął brunet znikając za drzwiami łazienki. „Co to miało być?” Jęknąłem w duchu. Po kilkunastu minutach moje bagaże przyniósł jakiś mięśniak, za co podziękowałem mu, a on tylko skinął głową i wyszedł. „Dziwny jakiś”. Z nudów zacząłem wypakowywać swoje rzeczy do szafek. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że zabrałem ze sobą kilka książek. Dobrze wiedząc, że nie przepadam za czytaniem, ale mniejsza o to, ważniejszy był fakt niespakowania przeze mnie tableta.
-Niech to szlag trafi~!- wyrwało mi się. Tak tylko czasami przeklinałem cokolwiek, ciężko się powstrzymać, uwierzcie. Szczególnie, że to dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy, o której musiałem zapomnieć. Moje lamenty usłyszał również mój nowy współlokator, niezbyt zadowolony z mojego małego wybuchu. „niezbyt” to małe niedopowiedzenie, że tak tylko dodam, patrzył na mnie jakby chciał zabić i spalić, albo może i na odwrót. Nieważne. Ważniejsze, że moje życie wisiało na włosku. I to za byle co~!
-Chory psychicznie mi się trafił?- odezwał się po minucie przyglądania mojej zacnej osóbce.
-Nie wziąłem po prostu tableta..- burknąłem w jego stronę, lekko zaczerwieniony. Ma się rozumieć, że ze zdenerwowania! Heheh..heheh..heh. No nieważne. Utrzymujmy pozory, Matt~! Podtrzymywałem się na na duchu.
-W takim razie sierota...
Zdenerwowany na niego, ponownie uniosłem głos. Ja jestem masochistą, czy po prostu życie mi niemiłe?
-Mógłbyś się w końcu odczepić? Nie można nawet ponarzekać sobie~! I wiesz co Ci powiem?Wiesz?! Jesteś bufonem!
Swoją wypowiedź podkreśliłem przybliżeniem się do niego, jednak nie na tyle blisko, żeby od niego dostać ręką. Przydaje się ta matma, niee?
A jednak nie.. Przyznaję się bez bicia, jestem głupi. Ale bicie mnie nie ominie.. ehhh.
Minami podszedł do mnie jeszcze bliżej, że stykaliśmy się niemalże torsami i wyszeptał mi lodowatym głosem do ucha:
-Jeśli nie chcesz jeszcze ginąć, to radzę Ci, uciekaj. Teraz.
Dwa razy nie musiał mi powtarzać. Wziąłem nogi za pas, i najszybciej jak tylko potrafiłem, zwiałem z pokoju. A, nie chcąc się chwalić, byłem dobry z biegania. No i jednak, pochwaliłem się.
Usłyszałem w połowie drogi jego mrożący krew w żyłach śmiech. Ja wcale nie przesadzam. Wcale, a wcale..
A moim końcowym przystankiem były miękkie plecy. Bynajmniej nie moje.
Upadłem głośno na podłogę, cholernie twardą podłogę, obijając sobie moje zacne cztery litery. Choć nie twierdzę, że nie wiem, iż to moja wina spowodowała wypadek. Spojrzałem z wyrzutem na mojego oprawcę. Przekrzywiłem głowę na bok, robiąc tępą minę. Co mnie jeszcze tego dnia zadziwi? Otóż, mam nadzieje, że nic.
A oto stał przede mną, jak myślę, chłopak, z długimi, pofarbowanymi na fioletowo włosami, i tego samego koloru oczami. Miał(a) niezwykle kobiece kształty, jednak brakowało jednego elementu w jego budowie. A mianowicie, piersi. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, jakby to na mnie powinno się tak patrzeć! To nie ja mam dziwny kolor włosów!
-Kim jesteś, bo nie przypominam sobie, żebym cię kiedykolwiek w szkole widział? Już nawet pominę fakt, iż na mnie wpadłeś i prawdopodobnie poobijałeś..
Ależ gościu się rozgadał. Normalnie aż się słuchać nie chciało. No ale dałem mu już tą przyjemność i skupiłem się na analizowaniu jego jakże oczywistych słów. „Wypadałoby się w końcu odezwać, pacanie!”.
-Tak więc-
-Nie zaczyna się zdania od-
-oh, no wiem to, i nie przerywaj- ostrzegłem go, gdy już chciał mi ponownie przerwać- jestem Matt, będę chodził do tej szkoły, dopiero co uciekłem ze swojego pokoju.. i to tyle, jak sądzę.
Przybysz dziwnie na mnie spojrzał. Po raz kolejny zresztą.
- Przed czym niby uciekałeś? Nie ma już problemów z pają- Przerwał wypowiedź widząc moją przerażoną minę- a zresztą nieważne. Tak wię-
- „NIE ZACZYNA SIĘ DANIA OD..-zaakcentowałem jego wcześniejsze słowa.
Gościu spojrzał się na mnie z nieokreślonym wyrazem na twarzy.
-Tak, nie musisz mnie CYTOWAĆ, Matthew. A tak poza tym, jestem Ami.
-Nie nazywaj mnie Matthew, wrrr...- udałem obrażonego, jednak szybko porzuciłem ten pomysł, widząc niewzruszonego fioletowowłosego- A uciekałem od Minami'ego, taki zadufany bałwan, zapewne kojarzysz.. Chce mnie zabić i takie tam. Ah, no i wspomnę, że od dziś dzielę z nim pokój~!- rzekłem przesłodzonym głosikiem- pięknie. Umrę jeszcze przed rozpoczęciem nauki, to choć jeden plus.
Słuchając tego, co mówię, Ami robił się coraz bardziej blady patrząc z przerażeniem w nieokreślony punkt za mną, co mnie trochę zdziwiło. Powoli łapiąc o co może chodzić, ostrożnie i najwolniej jak potrafiłem odwróciłem się. Za mną stał nikt inny, jak Minami.
Czy mówiłem, że mam farta? Najlepszego, jeśli chodzi o długotrwałą, przerażającą i bolesną śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz