Mam nadzieję, że ktoś zacznie czytać moje opowiadanie, choć liczę się z tym, że jako, iż dopiero co zaczynam, to nie ma wylewnej publiki. Jeśli znajdą się czytelnicy,zachęcam do komentowania, gdyż chcę znać Waszą opinię ;D
***
Chłopak przede mną
stojący, wyglądał co najmniej przerażająco. Wyższy ode mnie o
głowę, dobrze zbudowany brunet o bordowych oczach i nieskazitelnie
bladej skórze. „Jak arystokrata..” przemknęło mi przez myśl.
Ubrany był w czarne bojówki trzy czwarte i bordową koszulkę bez
rękawów, a na to założoną ciemną, podartą koszulę. Na rękach mnóstwo rzemyków i pierścionków.
Na twarzy miał czarny
kolczyk we brwi.
Patrzył dalej na mnie
groźnie, na co ja tylko bardziej się skuliłem.
-Głuchy jesteś? Nie
ignoruj mnie- podszedł do mnie w złapał mnie mocno za ramię,
pisnąłem.
Umrę, umrę, umrę..
-Nie ignoruję.. po prostu
zamyśliłem się.
Nie miałem zamiaru spojrzeć
mu w oczy. „i co się podziało z moim charakterem, hęę?”
usłyszałem w myślach. Wymięknę, powiadam Wam.
Ów gość nadal mnie nie
puścił, jednak jego uścisk zelżał.
-Jak mniemam, jesteś tym
moim współlokatorem? - jak na złość patrzył mi teraz w oczy.
-Tak- „niestety..”.
Muszę przyznać, że jego spojrzenie hipnotyzuje. Odwróciłem się
dopiero jak mnie puścił i odszedł w stronę łazienki.
-Powodzenia życzę..-
parsknął brunet znikając za drzwiami łazienki. „Co to miało
być?” Jęknąłem w duchu. Po kilkunastu minutach moje bagaże
przyniósł jakiś mięśniak, za co podziękowałem mu, a on tylko
skinął głową i wyszedł. „Dziwny jakiś”. Z nudów zacząłem
wypakowywać swoje rzeczy do szafek. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że
zabrałem ze sobą kilka książek. Dobrze wiedząc, że nie
przepadam za czytaniem, ale mniejsza o to, ważniejszy był fakt
niespakowania przeze mnie tableta.
-Niech to szlag trafi~!-
wyrwało mi się. Tak tylko czasami przeklinałem cokolwiek, ciężko
się powstrzymać, uwierzcie. Szczególnie, że to dla mnie jedna z
najważniejszych rzeczy, o której musiałem zapomnieć. Moje lamenty
usłyszał również mój nowy współlokator, niezbyt zadowolony z
mojego małego wybuchu. „niezbyt” to małe niedopowiedzenie, że
tak tylko dodam, patrzył na mnie jakby chciał zabić i spalić,
albo może i na odwrót. Nieważne. Ważniejsze, że moje życie
wisiało na włosku. I to za byle co~!
-Chory psychicznie mi się
trafił?- odezwał się po minucie przyglądania mojej zacnej osóbce.
-Nie wziąłem po prostu
tableta..- burknąłem w jego stronę, lekko zaczerwieniony. Ma się
rozumieć, że ze zdenerwowania! Heheh..heheh..heh. No nieważne.
Utrzymujmy pozory, Matt~! Podtrzymywałem się na na duchu.
-W takim razie sierota...
Zdenerwowany na niego,
ponownie uniosłem głos. Ja jestem masochistą, czy po prostu życie
mi niemiłe?
-Mógłbyś się w końcu
odczepić? Nie można nawet ponarzekać sobie~! I wiesz co Ci
powiem?Wiesz?! Jesteś bufonem!
Swoją wypowiedź
podkreśliłem przybliżeniem się do niego, jednak nie na tyle
blisko, żeby od niego dostać ręką. Przydaje się ta matma, niee?
…
A jednak nie.. Przyznaję
się bez bicia, jestem głupi. Ale bicie mnie nie ominie.. ehhh.
Minami podszedł do mnie
jeszcze bliżej, że stykaliśmy się niemalże torsami i wyszeptał
mi lodowatym głosem do ucha:
-Jeśli nie chcesz jeszcze
ginąć, to radzę Ci, uciekaj. Teraz.
Dwa razy nie musiał mi
powtarzać. Wziąłem nogi za pas, i najszybciej jak tylko
potrafiłem, zwiałem z pokoju. A, nie chcąc się chwalić, byłem
dobry z biegania. No i jednak, pochwaliłem się.
Usłyszałem w połowie
drogi jego mrożący krew w żyłach śmiech. Ja wcale nie
przesadzam. Wcale, a wcale..
A moim końcowym
przystankiem były miękkie plecy. Bynajmniej nie moje.
Upadłem głośno na
podłogę, cholernie twardą podłogę, obijając sobie moje zacne
cztery litery. Choć nie twierdzę, że nie wiem, iż to moja wina
spowodowała wypadek. Spojrzałem z wyrzutem na mojego oprawcę.
Przekrzywiłem głowę na bok, robiąc tępą minę. Co mnie jeszcze
tego dnia zadziwi? Otóż, mam nadzieje, że nic.
A oto stał przede mną, jak
myślę, chłopak, z długimi, pofarbowanymi na fioletowo włosami, i
tego samego koloru oczami. Miał(a) niezwykle kobiece kształty,
jednak brakowało jednego elementu w jego budowie. A mianowicie,
piersi. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, jakby to na mnie powinno się
tak patrzeć! To nie ja mam dziwny kolor włosów!
-Kim jesteś, bo nie
przypominam sobie, żebym cię kiedykolwiek w szkole widział? Już
nawet pominę fakt, iż na mnie wpadłeś i prawdopodobnie
poobijałeś..
Ależ gościu się rozgadał.
Normalnie aż się słuchać nie chciało. No ale dałem mu już tą
przyjemność i skupiłem się na analizowaniu jego jakże
oczywistych słów. „Wypadałoby się w końcu odezwać, pacanie!”.
-Tak więc-
-Nie zaczyna się zdania od-
-oh, no wiem to, i nie
przerywaj- ostrzegłem go, gdy już chciał mi ponownie przerwać-
jestem Matt, będę chodził do tej szkoły, dopiero co uciekłem ze
swojego pokoju.. i to tyle, jak sądzę.
Przybysz dziwnie na mnie
spojrzał. Po raz kolejny zresztą.
- Przed czym niby uciekałeś?
Nie ma już problemów z pają- Przerwał wypowiedź widząc moją
przerażoną minę- a zresztą nieważne. Tak wię-
- „NIE ZACZYNA SIĘ DANIA
OD..-zaakcentowałem jego wcześniejsze słowa.
Gościu spojrzał się na
mnie z nieokreślonym wyrazem na twarzy.
-Tak, nie musisz mnie
CYTOWAĆ, Matthew. A tak poza tym, jestem Ami.
-Nie nazywaj mnie Matthew,
wrrr...- udałem obrażonego, jednak szybko porzuciłem ten pomysł,
widząc niewzruszonego fioletowowłosego- A uciekałem od Minami'ego,
taki zadufany bałwan, zapewne kojarzysz.. Chce mnie zabić i takie
tam. Ah, no i wspomnę, że od dziś dzielę z nim pokój~!- rzekłem
przesłodzonym głosikiem- pięknie. Umrę jeszcze przed rozpoczęciem
nauki, to choć jeden plus.
Słuchając tego, co mówię,
Ami robił się coraz bardziej blady patrząc z przerażeniem w
nieokreślony punkt za mną, co mnie trochę zdziwiło. Powoli łapiąc
o co może chodzić, ostrożnie i najwolniej jak potrafiłem
odwróciłem się. Za mną stał nikt inny, jak Minami.
Czy mówiłem, że mam
farta? Najlepszego, jeśli chodzi o długotrwałą, przerażającą i
bolesną śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz