6 marca 2013

Rozdział 3.

Pakowanie zajęło mi niewiele czasu, biorąc pod uwagę fakt, iż wszystko na szybkiego wrzucałem do kilku toreb. Oczywiście kompa nie będę miał ja zabrać, bo nie pozwolą mi go wziąć.
Zmęczony i zniechęcony, zabrawszy potrzebne ciuchy, wszedłem do łazienki z zamiarem wzięcia długiego prysznica.

Długo jednak nie dane mi było posiedzieć, bo telefon mi w tym przeszkodził.
-Kto do chuja mi teraz przeszkadza?!- zirytowany szybko się wytarłem i ubrałem, w międzyczasie odbierając telefon.
-Czego?- sarknąłem do głośnika. Usłyszałem po drugiej stronie rozbawiony głos chłopaka.
-Też się cieszę, że cię słyszę, kotku- tutaj już otwarcie się śmiał, szczególnie po usłyszeniu mojego ostrzegawczego warknięcia.
-Jeszcze raz tak powiesz, a łeb ci ukręcę! W każdym razie, po co dzwonisz, przerwałeś mi kąpiel..
Ponownie się zaśmiał.
-Chciałem cię wyciągnąć na miasto, co ty na to?
Nastała chwila ciszy, którą ja przerwałem. „W końcu to jedyny znajomy, którego mam, powinienem mu powiedzieć..”
-Okej, niech będzie, tylko o której?
-Wyrobisz się za godzinę? Będę czekać w parku- i nie czekając na odpowiedź, chłopak rozłączył się. Westchnąłem. Nawet gdybym zaprzeczył, i tak nie przyjąłby tego do świadomości, dziwny z niego gościu. Wprawdzie znamy się od kilku lat, a Dakota zawsze był obojętny na moje sprzeciwy.
Jednak było coś w tym chłopaku, co go przyciągało do zaprzyjaźnienia się z nim.
-A więc za godzinę, ta?- mruknąłem do siebie.
Szybko się ogarnąłem i wyszedłem na chłodne podwórze. Przynajmniej śnieg nie padał. Po kilku minutach jak na złość zaczęło padać, więc przyśpieszyłem kroku. Piętnaście minut później dostrzegłem brązową czuprynę mojego przyjaciela, który już do mnie podbiegał.
-Czeeeeeeść, chuderlaku~! - rzucił się na mnie przyciskając do siebie.
-Czy wspominałem, że jesteś ciężki, gościu? - ledwo mogłem to powiedzieć, a co dopiero odepchnąć. Był o wiele silniejszy ode mnie. Wybaczcie, to LEKKIE niedopowiedzenie, ja byłem od zawsze najsłabszy z klasy, często nawet od dziewczyn..
- Nie moja wina, że dawno się nie widzieliśmy, no~! - tu uśmiechnął się promiennie, co mnie z lekka speszyło.
- tak, dawno.. DWA DNI temu- ledwo skończyłem zdanie, a on znów się zaśmiał. „boże, ileż można..” chciałem sprostować sprawę z moim wyjazdem, nie chcąc zwlekać nie wiadomo ile.
-Dakota... muszę Ci powiedzieć o tym, że cię-
-kocham? Ależ nie ma sprawy, jestem bardzo tolerancyjny, ale jednak muszę odrzucić twoje uczucia..
-Dakota! - byłem czerwony na twarzy. Ten cholerny głupek często miał takie zagrywki. Poza tym, ja miałbym być gejem? Pfff.
-Oh, i jeszcze się rumienisz, jak słodko- dalej mi przerywał, lekceważąc to, że znów chciałem zacząć.
-Przymknij się wreszcie- starszy chciał zaprzeczyć- Wyjeżdżam do Tokio.
Jak teraz cały czas chodzili po parku, szatyn stał właśnie w miejscu, trawiąc to, co powiedziałem.
-Jak to do Tokio? To kilkaset kilometrów stąd!- Westchnąłem i zacząłem mu wszystko opowiadać.
Tym razem zauważyłem, że uważnie mnie słucha. Kiedy skończyłem, nadal tylko wpatrywał się we mnie.
-Rozumiem po części twoich rodziców, ale.. Będę tęskniiiiiiiić- ponownie rzucił mi się na szyję z zamiarem uduszenia.
-Udus..isz m..nie- wysapałem, ledwo mogąc oddychać. Szybko się zreflektował.
-Już, wybacz- nadal miał zasmuconą minę. Zaproponował wyjście do restauracji, nie przyjął mojej opinii co do tego pomysłu, jak i tego, iż nie mam kasy.
-W porządku, dziś ja stawiam.


I tak spędziłem ostatni dzień w moim rodzinnym mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz